wtorek, 2 sierpnia 2016

XIX

 Vasco wyciągnął z szafy kilka ostatnich koszulek, przeszedł do salonu i upchnął je do, przepełnionej w granicach możliwości, walizki. Kiedy zamek stawił mu opór, przycisnął kolanem wierzch i przez chwilę siłował się z zapięciem. Kiedy już dosunął je do końca, wyprostował się i uśmiechnął szeroko. Przynajmniej wiedział już, że się zapnie. Resztę rzeczy zapakuje się do jakiegoś plecaka i będzie dobrze.
 Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. 
 Zamarł. Pierwsza myśl- ojciec. Tylko on mógł mieć do niego jakiś interes.
 Ostatnie dni były dla Vasa co najmniej trudne. Bał się, że w końcu nadejdzie chwila, w której konfrontacja z Rodrigo stanie się nieunikniona. A nie wiedział, czy był na to gotowy, co miał powiedzieć, ani czy w ogóle taka rozmowa miałaby sens i jakiekolwiek znaczenie, tak dla niego, jak i dla starszego Messiego. 
 Rozmowa to chyba było na razie za mało.
 Ale to była ta chwila. 
 Spokojnym krokiem ruszył do drzwi i po głębokim oddechu, pewien, kogo za chwilę zobaczy, otworzył wejście. 
 Zmarszczył brwi. Na klatce schodowej kamienicy nie zastał Rodrigo, tylko Elenę. Jak zwykle przywitała go szerokim, pewnym siebie uśmiechem. Miała na sobie koszulę, oczywiście w kwiaty, czarne rurki i płaszczyk,a jej włosy tworzyły łagodne rude fale.
 Był to niby widok lepszy niż ten, którego się spodziewał, ale jednak nie ucieszył się za bardzo. 
 Kiedy podjął decyzję o wyjeździe, było to równoznaczne z zerwaniem kontaktów z Eleną. Nie chciał tego ciągnąć, wiedząc, że prędzej czy później wyjedzie z Barcelony, a pewności, że wróci, nie miał. Wolał więc to zakończyć po cichu, nie mówiąc o tym nawet samej Elenie.
— Dzień dobry — powiedziała wesoło, machając mu przed twarzą torbą z zakupami, a Vasco załapał, że chyba trochę za długo jej się przyglądał — Nie odzywałeś się, więc stwierdziłam, że może warto sprawdzić, czy jeszcze w ogóle żyjesz. I mam trochę jedzenia. 
 Vas tylko się uśmiechnął.
— Świetnie, akurat zgłodniałem — odparł i otworzył szerzej drzwi. 
 Elena weszła do mieszkania, bezpardonowo dając mu buziaka w policzek. Pewnie ruszyła do kuchni, pogrążającej się już w lekkim półmroku. Vas odprowadził ją tam wzrokiem i przeklął w myślach. 
 Szlag trafił zerwanie kontaktów.
— Wiedziałam, że zrezygnujesz i jednak nigdzie nie pojedziesz. Swoją drogą, dalej uważam, że to głupi pomysł, nawet jak na ciebie — powiedziała, stawiając torbę z zakupami na blacie. Nagle jej wzrok zatrzymał się na wielkiej, wypchanej walizce, leżącej na sofie. Przeniosła zrezygnowane spojrzenie na Vasco, który stanął, oparty o wejście do swojej sypialni — Ty to jednak debil jesteś. 
 Vas uśmiechnął się głupio, ale po chwili udał powagę.
— We własnym mieszkaniu mnie będziesz obrażać? 
— Pewnie, że będę, bo mam rację. Gdzie ty chcesz jechać? 
— Najpierw Paryż, później może Berlin, nie wiem jeszcze — odparł spokojnie. 
 Elena prychnęła bezradnym śmiechem. Zdjęła płacz i przeczesała dłonią włosy. 
— No chyba żartujesz teraz. Vas, po co ci takie zabawy. Nie chcesz iść na studia to nie idź, ale nie uciekaj.
— Ja nie uciekam. I pójdę na studia. Po prostu zrobię rok przerwy, zastanowię się, może trochę się to wszystko uspokoi. Chcę sobie po prostu załatwić trochę czasu — odparł Vas z przekonaniem. Długo nad tym myślał i dla niego to wszystko naprawdę miało sens. Widząc spuszczone spojrzenie dziewczyny, stanął po drugiej stronie wysepki i dodał optymistycznie — Będę ci wysyłać pocztówki. I jakieś pamiątki. 
 Elena popatrzyła na niego z dezaprobatą, a on jedynie uniósł jeden kącik ust.
— Mało zabawne, naprawdę — powiedziała z niezadowoleniem i zaczęła wyjmować z torby zakupy — To bez sensu. Uciekasz, a to nie jest rozwiązanie. 
 Vasco uśmiechnął się szeroko.
 Ta dziewczyna albo wciąż uznawała jego wyjazd za głupotę, albo po prostu nie chciała, by wyjeżdżał. Albo jedno i drugie. A to dobrze. 
 Przeszedł powoli dookoła wysepki i stanął za Eleną, przez chwilę przyglądając się, jak delikatnie wyjmuje owoce. 
 Pachniała pomarańczami. Jej rude włosy, skóra. Ona cała. Prawie, że idealna.
 Wtedy, po ich pocałunku, niczego jej otwarcie nie zadeklarował, bo wiedział, że i tak przecież wyjeżdża. Później się nie odzywał. A teraz ona stała przed nim, taka realna, szczera, a on chciał jej powiedzieć, musiał jej powiedzieć, że to już koniec, ich ostatnie spotkanie. 
 Ale nie mogło mu to przejść przez gardło.
 Delikatnie położył dłonie na jej talii, ale Elena mimo to nie przerwała swojego wcześniejszego zajęcia.
— Nie, Messi, nie będziesz mnie tu teraz obłaskawiać — powiedziała chłodnym tonem i wciąż utrzymywała pozę surowości, nawet kiedy Vas wtulił twarz w zagłębienie jej szyi, mocniej obejmując ją ramionami. 
 Nie chciał tego kończyć. Nigdy wcześniej nie czuł się przy dziewczynie tak, jak przy niej. Coś w niej było takiego, co go po prostu przyciągało. Nawet w tamtej chwili, kiedy przecież postanowił wyjechać, a stał przy niej, obejmując ją ramionami. 
— Eleno, zrozum mnie i się nie obrażaj — szepnął tuż koło jej ucha. 
— Będę obrażona, dopóki chcesz wyjechać — odpowiedziała uparcie. 
 Vasco szybkim ruchem obrócił ją w swoją stronę, wziął pod boki i posadził na blacie wysepki, zrzucając w ten sposób kilka cytryn. 
— Dzisiaj nigdzie się nie wybieram — powiedział jej prosto w usta, po czym bez zastanowienia pocałował ją, nie czekając na odpowiedź. 
 Elena odwzajemniła pocałunek, ale po chwili odepchnęła Vasco, trzymając go za podbródek. Chłopak zmarszczył brwi, a ona zrobiła poważną minę. 
— Chyba na za dużo sobie pozwalasz, Messi — powiedziała stanowczo.
— Tak? Nie wydaje mi się, żeby to było za dużo — odparł. Uśmiechnął się łobuzersko i znowu złączył ich usta, tym razem powoli i delikatnie. 
 Elena z każdą chwilą traciła swój opór, pozwalając mu na coraz to pewniejsze ruchy, kiedy Vasco stanął między jej nogami i wsunął ją bardziej na blat. Nagle dziewczyna wplotła palce w jego ciemne, sztywne włosy, dając mu już ostateczny znak, że przestanie się opierać. 
 Vas myślał o tym już od dawna, właściwie, to od kiedy ją spotkał. Kiedy pierwszy raz się do niego uśmiechnęła, nawet jeżeli był to tylko ironiczny grymas. Już wtedy mu się spodobał. Ona cała mu się spodobała. Było w niej coś innego.  
 Chłopak przeniósł swoje pocałunki na linię jej szczęki, szyję i odkrytą część dekoltu, zostawiając na jej ciepłej skórze wilgotne ślady. Rozpiął kilka guzików jej koszuli, kiedy delikatne dłonie Eleny wślizgnęły się pod bluzę Vasco i zaczęły błądzić po jego napiętych mięśniach.
 Po chwili Messi podniósł ją za uda do góry, przyciskając dziewczynę do siebie. Ona splotła palce na jego karku, znowu łącząc ich usta w spokojnym, ale namiętnym pocałunku. Vas powoli skierował kroki do sypialni, wszedł do pogrążonego w mroku pomieszczenia, po czym położył Elenę na swoim łóżku. Jej włosy rozlały się na szarej pościeli, a Vasco oparł dłonie po obu stronach jej głowy.   
— Nie wyjeżdżaj — powiedziała nagle Elena. 
 Vasco zamarł. Spojrzał jej w oczy, po czym delikatnie zdjął z jej twarzy rudy kosmyk
— A dlaczego miałbym nie jechać? — mruknął, wodząc wzrokiem po jej twarzy. 
Bo to głupota. Vas, nie jestem pewna jak było z twoimi rodzicami, ale z tego, co zrozumiałam, twoja matka zrobiła podobnie. Nie bądź taki, jak ona. Pomyśl, jak ciebie to zabolało. Chcesz to zrobić samo zrobić Leo? — jej głos był łagodny, ale stanowczy, chciała mu przemówić do rozumu.
 Vas uśmiechnął się smutno. Położył się obok niej, a Elena nagle jak oparzona usiadła na łóżku po turecku i poprawiła włosy. 
— I co wtedy? — spytał Vas, jakby sam siebie, wbijając wzrok w sufit — Jeżeli tu zostanę, ojciec prędzej czy później zechce się spotkać. Albo on, albo to Leo zaaranżuje spotkanie. I co mu powiem? Nie chcę być zdany ani na jego łaskę, ani na majątek. 
— Vas, jak twoją niechęć do studiów jeszcze jestem w stanie zrozumieć, tak tej twojej ucieczki nie rozumiem wcale. Co ci to da. Tylko odwleczesz to wszystko w czasie, zamiast jakoś się z tym uporać — odparła El, nawijając kosmyk włosów na palec. 
— To nie jest tak, że ja nie chcę iść na studia. Tylko... — Vas zamilkł na chwilę i westchnął głęboko — Tylko...
— Tylko to nie jest to, o czym zawsze marzyłeś
 Messi przeniósł na nią wzrok.
— Tak. I chyba już dawno się domyśliłaś, dlaczego. 
 Elena kiwnęła głową kilka razy. 
— Daj sobie jeszcze dwa tygodnie. Jeżeli przez ten czas twoje zdanie się nie zmieni, pozwolę ci jechać do tego pieprzonego Paryża — mruknęła z niezadowoleniem. 
 Vas uśmiechnął się łobuzersko. Podniósł się do siadu i nachylił nad Eleną, nie zrywając z niej wzroku. 
Czyli teraz jeszcze nie mam pozwolenia? — mruknął niskim głosem. 
— Nie — odparła niewzruszona Elena. Widząc oburzoną minę Vasco, uśmiechnęła się i dodała — To co jemy dziś na kolację?  
 Vas prychnął śmiechem. Podniósł się z łóżka i ruszył do kuchni. Zaczął kręcić się po pomieszczeniu, wyjmując kolejne naczynia i składniki. 
— Coś, czego bardzo dawno już nie robiłem sam w swojej własnej kuchni — odparł. 
 Elena wyszła z sypialni, zapinając guziki swojej koszuli. Oparła się o kuchenny blat i rzuciła mu pytające spojrzenie, kiedy Vas nagle zatrzymał się w swojej krzątaninie z patelnią w dłoni. 
— Pizzę, kochana, zrobię ci pizzę. A teraz wyjmij sobie fartuszek, żebyś się przypadkiem, księżniczko, niczym nie ubrudziła i będziesz mi smażyć cebulę...jeżeli ją w ogóle mam
— Pff, jeżeli ktoś tu jest księżniczką, to na pewno nie ja — odparła Elena, wzięła z jego dłoni patelnię, ustawiła ją na płycie i zaczęła czegoś szukać w torbie z zakupami
 Vas uśmiechnął się, obserwując jej ruchy. 
 Może jednak warto tu zostać? 
__________________________________________________________________

Ten rozdział kosztował mnie naprawdę wiele.
Najpierw obóz, teraz rozpoczyna się runda jesienna, więc egzaminy, a przepisy się zmieniły bardzo, bardzo i jeszcze trochę.
Ale napisałam. I przepraszam za nieobecność.
Zapraszajcie do siebie, reklamujcie- będę! 
Buziaki :* ♥