niedziela, 12 czerwca 2016

XVII

 Vasco zatrzymał motor tuż przed barierkami nad skarpą i szybko zgasił jego silnik. Zsiadł z maszyny, chaotycznym ruchem ściągnął kask i cisnął nim w ziemię z całej siły, wydając z siebie bezsilny okrzyk. 
 Odetchnął kilka razy z bólem w płucach, ogarniając wzrokiem panoramę Barcelony. Czuł, że jego ciało całe drży, bez jego przyzwolenia. Nie mógł tego opanować ani uspokoić.
 Kątem oka zauważył jak Elena powoli zsiada ze ścigacza i zdejmuje swój kask, uważnie obserwując każdy jego ruch, ale był zbyt poruszony, żeby jakkolwiek się do niej zwrócić czy zareagować. 
 Drżącymi dłońmi sięgnął do kieszeni skórzanej kurtki po paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym wyjął je niezdarnie. Nie zdążył jej jednak otworzyć. Jego zimne palce oplotły czyjeś o wiele cieplejsze i delikatniejsze. Podniósł wzrok i zatrzymał go na najspokojniejszych oczach, w jakie kiedykolwiek przyszło mu patrzeć. 
 Elena stała tuż przed nim i trzymała jego chłodne dłonie i niedokończoną paczkę fajek, która się w nich kryła. Dziewczyna była bardzo opanowana. Widocznie dotknięta całą sytuacją, ale spokojna. Jej oddech był trochę przyspieszony, a oczy szeroko otwarte. Ale była spokojna. 
 Vas przez chwilę starał się skupić na jej tęczówkach, czując jak nasilający się wiatr targa jego koszulę i hula we włosach. 
— Nie jestem od tego silniejszy— mruknął zrezygnowany. 
— Jesteś— powiedziała półgłosem Elena, błądząc wzrokiem po jego twarzy. 
 Vas spuścił zmęczone spojrzenie w dół, a po chwili poczuł, jak ciepłe dłonie dziewczyny wyjmują z jego zaciśniętych palców papierosy i zapalniczkę. 
 Rudowłosa zbliżyła się do niego, a Vas znowu podniósł na nią wzrok. Teraz to on w wyrazie jej oczu, ust i zmarszczonych brwi szukał jakichś odpowiedzi na pytania, których sam nie znał. 
— Jesteś silny, Vas. Silniejszy niż myślisz— szepnęła, zatrzymując spojrzenie na jego utach. Po chwili delikatnie spoczęły na nich jej wargi, sprawiając, że Messi wstrzymał oddech. 
 To było tylko muśnięcie.
 Dotyk. 
 Ich usta przez kilka sekund trwały tak w zawieszeniu tuż obok siebie. Czując swoje oddechy, niemal słysząc szalone bicie swoich serc, stali w bezruchu. 
— Jeszcze— szepnął Vasco, po czym znowu złączył ich wargi w jedno. 
 Tym razem to ona musiała wstrzymać powietrze w płucach. Całował ją już spokojnie, nie przejmując się tym, o czym myślał jeszcze chwilę wcześniej. Wplótł palce w jej rude loki, a ona, nie wyrażając żadnego sprzeciwu, pozwalała mu na każdy pewny ruch. 
 Po chwili Vas odchylił się od jej ciepłych, malinowych ust i spojrzał jej w oczy. 
— Uciekłabyś ze mną? 
 Elena po chwili uśmiechnęła się szeroko i potargała mu włosy. Odsunęła się od niego, sięgając po jego kask. 
— A od czego ty chcesz uciekać?— Podała mu go, znowu patrząc mu w oczy— I dokąd? 
 Vas zastanowił się przez kilka sekund. 
 Chciał uciec od ojca, od piłki i od Barcelony. Czyli od wszystkiego, co kochał. A przynajmniej powinien kochać. I przynajmniej większości. 
 Ale dokąd? Nowego adresu matki nie znał i zresztą nawet nie chciałby tam zawitać. Do Argentyny, do dziadków? Średnio mu się to uśmiechało, zbyt dużo znajomości. W ogóle wszystkie znajome miejsca wydawały mu się teraz jakieś nieprzychylne.
— Sam nie wiem— odparł spokojnie i spuścił wzrok, wodząc palcem po wzorach na kasku.
— Właśnie— powiedziała Elena— Myśl trochę. Masz rodzinę, która nawet jeżeli nie jest idealna, kocha cię bardziej niż myślisz. Zresztą, ucieczka to nie rozwiązanie. 
— Tak, zwłaszcza mój ojciec. On kocha mnie jak nikt— zaironizował, rzucając jej bezsilne spojrzenie — Eleno, nie wiesz o czym mówisz. 
— Dobrze, może nie wiem, o czym mówię. Ale cholera jasna, Vas! Tak niczego nie rozwiążesz!— krzyknęła stanowczo. Odetchnęła głęboko, a widząc, jak szeroko Vas otworzył oczy, dodała trochę ciszej— A w ogóle pomyślałeś o mnie? 
 Vas uśmiechnął się w duchu. Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Jej włosy pachniały pomarańczami. W klinice, przy Leo, nazwał ją swoją dziewczyną. Czy tego żałował? 
— Ja cię lubię, Vasco— powiedziała półgłosem, poprawiając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi— Nie spieprz tego.
 Nie odpowiedział. Jedynie nawinął kosmyk jej włosów na palec i zaczął się nim bawić. Rozumiał jej zdanie. Że nie może tak uciekać. Ale jego się nie zmieniło- chciał wyjechać i zostawić to wszystko. Przynajmniej na jakiś czas. 
— Już wiem!— powiedział nagle i dodał po chwili— Meksyk! Zawsze chciałem tam pojechać. 
 Odpowiedział mu jedynie cichy śmiech, który odbił się od jego szyi ciepłym oddechem.
— Odwieź mnie do domu— szepnęła Elena.
 Chłopak odsunął się od niej i z delikatnym uśmiechem spojrzał jej w oczy. Zapewne uznała jego słowa za żart. Cmoknął ją w czoło.
 Już wiedział. 
 Jeżeli postanowi wyjechać to albo z nią, albo to będzie ich ostatnie spotkanie.
____________________________________________________________________

I tak oto sytuacja nam się powolutku rozwija.
Wiem, że ostatnio bardziej mnie tu nie ma niż jestem. No ale życie, naprawdę, robię co mogę. 
Tak sobie ostatnio myślałam, że skoro już tak wsiąkam w to sędziowanie, a i pisanie opowiadań nie idzie mi tak wcale najgorzej, to może by tak... połączyć jedno z drugim? No nie wiem, taki szalony pomysł wpadł mi do głowy. Jeszcze zobaczymy, możecie mi w komentarzach dać znać, co wy na to :3
Pozdrawiam :D
Buziaki :* ♥