środa, 30 grudnia 2015

VIII

  Druga połowa meczu wyglądała już trochę lepiej. Roberto zdecydowanie pewniej podchodził do piłki, przesunięty pod bramkę, a Suarez, który z kolei przeniósł się nieco wyżej, stał się skuteczniejszy w kontrach, ale wciąż sędziowie łapali go na spalonym. Presja widoczna była niemal na każdym kroku. 
 A Deportivo nie odpuszczało. Zmotywowane zdobyciem bramki w starciu z Barceloną, która, teoretycznie, była w szczytowej formie, szło pewnie po swoje. Co chwilę wychodzili z groźną akcją, zostawiając w tyle piłkarzy Blaugrany, którzy i tak grali o wiele konstruktywniej niż w pierwszej części meczu. 
 Leo jednak wyróżniał się najbardziej. Podawał, wychodził z własnej połowy, szukał okazji. Jednak wszystkie jego próby spotykały się z murem, w postaci obrony Deportivo albo zranionej ambicji kolegów, którzy stracili cała pewność siebie i zdrowy rozsądek. 
 Mecz powoli dobiegał końca, a wynik wciąż przemawiał na korzyść gości. W końcu, w wyniku jakiegoś prawdziwego cudu, Katalończykom udało się wyrównać stan rywalizacji. Neymar, po dokładnym podaniu Messiego, delikatnym, technicznym strzałem pokonał bramkarza przyjezdnych, po czym cała drużyna zaczęła celebrować gola, dającego remis. 
 Mimo, że do Leo należała tylko asysta, został uznany za bohatera. Piłkarze cieszyli się jak dzieci, rzucając się na rozpromienionego Argentyńczyka.
 1:1. 
 Barcelona nadal 3 punkty nad Realem w tabeli La Liga. 
 Kilka minut później mecz przeszedł do historii. Zawodnicy wymienili się koszulkami, udzielili szybkich wywiadów dla klubowej telewizji, podziękowali sędziom za sprawiedliwe spotkanie. Leo zanim udał się do szatni, zaczepił kilku znajomych zawodników Deportivo, rozczochrał Neymarowi włosy, skinął z szerokim uśmiechem w stronę trybun, po czym zadowolony zszedł do tunelu. 
 Tego wieczora nie spotkał już Enrique. 

~*~

 Messi wszedł do sali VIP razem z Neymarem i Pique. Kiedy przestał się śmiać z kolejnego suchara Gerarda, odnalazł wzrokiem Vasco i Antonellę, po czym pożegnał się z chłopakami i ruszył na koniec lekko przyciemnionego pomieszczenia. 
 Już w połowie drogi dobiegł do niego Thiago, który najwidoczniej zobaczył go na korytarzu i uciekł z kącika dla dzieci. Leo wziął go na ręce i zaczął łaskotać chłopca.
-No i co tam, synu? Oglądałeś?- spytał, kiedy trzylatek przestał się śmiać i usadowił się wygodniej na jego rękach. 
-Tak, ale wcale prawie cię nie widziałem- odparł nieskładnie Thiago i zaczął się bawić guziczkiem klubowej koszuli Leo.
 Piłkarz prychnął cichym śmiechem i ruszył dalej przez salę, witając się ze znajomymi osobistościami skinieniem głowy i zadowolonym uśmiechem. Po chwili doszedł do Vasco i An, którzy właśnie zakładali kurtki.
-Nieźle wam szło w drugiej połowie, więc szkoda trochę tego remisu- rzucił chłopak z lekkim grymasem na twarzy, po czym uśmiechnął się szeroko, wziął Thiago na ręce i ruszył do wyjścia- Dzisiaj ja prowadzę! 
 Messi odprowadził go wzrokiem, słysząc urywki rozmowy jego syna i bratanka, po czym znowu odwrócił się do Anto, która nieporadnie zakładała swój płaszczyk, w czym skutecznie przeszkadzał jej duży ciążowy brzuch. 
 Leo szybko podszedł do niej i pomógł znaleźć drugi rękaw. Antonella skorzystała z tego, ale od razu po tym jakby się od niego odsunęła. Poprawiła włosy i wzięła z fotela swoją torebkę, nawet nie spoglądając na piłkarza, który stał z boku ze zbolałą miną.
-An, proszę, nie zachowuj się tak- powiedział cicho, chociaż wiedział, że niewiele to da. 
-Nie byłeś na konferencji, prawda?- spytała nagle, po czym rzuciła mu przenikliwe spojrzenie- I to dlatego wyszedłeś dopiero na drugą połowę. Tak? 
 Messi zacisnął usta. 
-Czekamy w samochodzie- dodała chłodno, po czym ruszyła do wyjścia. 
 Leo stał na końcu sali VIP i patrzył jak jego kobieta powoli odchodzi. Coś w nim pękło. W ciągu kilku dni zawiódł dosłownie na wszystkich frontach. Nie powinno tak być. Powinien dawać sobie z tym radę. 
 Zaklął w myślach. Dawno już nie czuł się tak głupio jak teraz. 
 Mimo zagorzałej chęci opadnięcia na rząd foteli i użalania się nad sobą, oczyścił umysł. Pożegnał się ze wszystkimi obecnymi na sali i ruszył do konferencyjnej. Tak jak obiecał, dał chłopakowi z obsługi swoją koszulkę, autograf i zrobił sobie z nim kilka zdjęć. Stamtąd udał się od razu na podziemny parking. 

~*~

 Vasco na chwilę zatrzymał się przy wejściu do swojej kamienicy. Spojrzał na ciemne, zachmurzone niebo nad Barceloną, po czym westchnął ciężko. Był dzień meczu. Nie chciał siedzieć sam w mieszkaniu. Ale myśl, że mógłby znowu przesadzić, upić się do upadłego i dzwonić do Leo, jakoś niespecjalnie mu się podobała. Zwłaszcza po tym, co usłyszał dzisiaj od Anto. 
 Wyjął z kieszeni telefon. Koledzy. Potrzebował teraz kolegów. 
 Wybrał odpowiedni numer i nacisnął zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszał znajomy głos.  
-No czego tam dusza potrzebuje?
-Też się stęskniłem- odparł Vas, uśmiechając się pod nosem- Idziemy dzisiaj na miasto, Nożyk. 
-W końcu! Już myślałem, że prawnicze życie studenta całkiem cię pochłonęło. Dobra, za godzinę w Cecill. Ogarnę chłopaków. 
 Kiedy usłyszał przeciągły sygnał, zablokował telefon i schował go do kieszeni. 
 Nożyk był do dyspozycji praktycznie zawsze, kiedy Vasco go potrzebował. A właściwie- kiedy potrzebowali siebie nawzajem. Przyjaźnili się od dziecka. Poznali się w szkole i ,choć kiedy Vas dostał się do lepszego liceum, ich drogi się rozeszły, utrzymywali na tyle stały kontakt, że wciąż byli najlepszymi kumplami. 
 Vasco pociągnął nosem i rozejrzał się dookoła.
 Do baru, w którym mieli się spotkać, miał zaledwie kilka kroków, więc po krótkim namyśle stwierdził, że zdąży jeszcze pójść po papierosy. Tak też zrobił i już po chwili szedł chodnikiem w kierunku całodobowego sklepu, mieszczącego się kilka ulic dalej. 
 Mieszkał w dość spokojnej okolicy. Napady czy rabunki były tu zdecydowaną rzadkością. Mimo to rzucał przechodniom podejrzliwe spojrzenia spod kaptura i dopiero po dobrych kilku minutach zdał sobie sprawę, że to on bardziej wygląda na chuligana niż ktokolwiek, kogo mijał. Uśmiechnął się sam do siebie i przyspieszył kroku.
 Nagle znów wróciło do niego wspomnienie rozmowy z Antonellą. Wiedział, że miała rację. Zresztą, ta dziewczyna rzadko kiedy się myliła. Dopiero ona uświadomiła mu, jak destruktywnie wpływa na Leo. Wiedział, że powinien coś z tym zrobić. Ale sytuacja wydawała się beznadziejna. Piłka była już poza kręgiem jego możliwości, a studia z pewnością ten krąg zawężały. 
 Tak źle, i tak niedobrze. 
 Jego trasa wiodła przez ulicę, która na długości kilkuset metrów była po obu stronach obstawiona rusztowaniami. Budowa. Ze względu na brak oświetlenia, Vasco na chwilę się zawahał, ale kiedy pomyślał, że miałby nadkładać drogi przez dreszczyk grozy, prychnął cicho śmiechem i włożył ręce do kieszeni. 
 Kiedy był w połowie drogi do skrzyżowania, usłyszał gdzieś za sobą swoje imię. Wychowanie wśród szemranego towarzystwa wzięło górę- Vas nie zatrzymał się ani na chwilę, nie obejrzał się za siebie. Nawet nie przyspieszył. Kiedy jednak ktoś krzyknął ponownie, kątem oka zerknął do tyłu spod kaptura. Kilka metrów za nim, ulicą jechało czarne Audi. 
 I już wiedział, z kim ma przyjemność. 
 Wbił ręce mocniej w kieszenie. Starał się zachować spokój, ale jego ciało jakby samo kazało mu iść w trochę szybszym tempie. Samochód zrównał z nim prędkość, a po krótkiej chwili szyba od strony kierowcy zjechała w dół.
-A dokąd się tak spieszymy, panie Messi?- spytał spokojnym głosem Munir. 
 Vasco nie odpowiedział, nawet nie spojrzał w stronę piłkarza Barcelony. Starał się jak najszybciej przejść przez ten odcinek drogi i dostać się do bardziej zatłoczonej części dzielnicy. Szybko zaczął żałować, że jednak zdecydował się na tę trasę. 
-Nie chcesz ze mną rozmawiać?- El Haddadi udał rozczarowanie- Szkoda. 
-Odwal się, Munir- mruknął Messi, nadal nie darząc go spojrzeniem. 
-A skąd ty znasz takie brzydkie słowa?- odparł z teatralnym oburzeniem- Tak nie wypada, Lionelu. 
 Ciśnienie Vasco skoczyło do nienaturalnej szybkości, a cały jego spokój wyparował w ułamku sekundy. Zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w stronę piłkarza Barcy. 
-Czego chcesz?- warknął, nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy. 
 El Haddadi za to uśmiechnął się triumfalnie. Zatrzymał samochód, po czym wysiadł i oparł się o drzwi kierowcy, krzyżując ręce na piersi. 
 Vasco nagle zrozumiał, jak bardzo go nienawidzi. Że na jego widok każda komórka jego ciała ma myśli samobójcze, jednocześnie odczuwając nieodpartą chęć mordu. Nie cierpiał go każdym swoim oddechem. Ten człowiek stał między nim, a jego marzeniami. Jego życiem. 
 Nienawidził go. 
-Wiesz, Vasco, ostatnio przez przypadek usłyszałem pewną rozmowę. Trenera i Leo. I wiesz co ci powiem? Nie do końca spodobała mi się jej treść- zaczął powoli Munir, jakby delektował się każdym swoim słowem. Widząc lekko zmarszczone czoło Messiego, kontynuował- Otóż twój kochany wujek pytał jakie są szanse, by zakontraktować w styczniu jakiegoś zawodnika, który został wyrzucony z La Masii. Oczywiście chodzi o ciebie, Vas. 
 Leo pytał o jego zakontraktowanie? Ta myśl bardziej mieszała w głowie Vasco, niż oskarżycielski ton Munira.
 -Chyba się ostatnio trochę nie zrozumieliśmy- dodał i zrobił krok do przodu, zmniejszając odległość miedzy nimi- Masz się trzymać od Barcelony z daleka, jasne?
 Przez chwilę mierzył wzrokiem Vasco, ale widząc całkowity brak reakcji na jego twarzy, odwrócił się i zapukał w szybę Audi. Nagle z samochodu wysiadło trzech umięśnionych mężczyzn. Jeden uderzył Messiego pięścią w brzuch, przez co chłopak osunął się na kolana, a drugi za włosy pociągnął jego głowę do góry tak, by spojrzał na Munira. Mimo promieniującego bólu, Vas próbował nie okazywać żadnych emocji. Mocno zaciskając zęby i wciąż szarpiąc się z osiłkami, patrzył mu w oczy. Kiedy jednak trzeci z obstawy piłkarza wykręcił mu rękę, przestał się wiercić. Patrzył w twarz swojego wroga, czując, że jego nienawiść doszła właśnie do szczytu skali. 
 El Haddadi lekko pochylił się nad nim i rozciągnął usta w grymasie, który przypominał uśmiech.
-Mam nadzieję, że tym razem mój przekaz będzie wystarczająco jasny- powiedział powoli. Po chwili wyprostował się i rzucił jednemu z mężczyzn chłodne spojrzenie- Szybko i cicho. 
 Najpierw Vasco dostał w lewy policzek i tył głowy, później w brzuch, a reszty już nie pamiętał. 

~*~

  Leo zgasił silnik samochodu i spojrzał za okno. Cicha ulica Gavy, pogrążona w delikatnym świetle latarni. I jego dom. Miejsce, do którego wracał. Miejsce, w którym dorastał jego syn. Miejsce, w którym zawsze znajdował miłość. 
 Było kilka minut po północy. Thiago zasnął już pod Camp Nou i nawet pożegnalny buziak od Vasco nie był w stanie go obudzić. Anto wciąż go unikała. Świadomość, że robi to z troski, jakoś wcale go nie uspokajała. 
-Długo to jeszcze potrwa?- mruknął, patrząc na jej piękne, lekko pofalowane włosy. 
-Tak długo, jak ta sytuacja będzie miała miejsce. Ty, Vasco, Barcelona, ciąża, sprawa w sądzie...To za dużo- powiedziała łamiącym się głosem, a Leo miał wrażenie, że po raz pierwszy od wielu dni tak naprawdę do niej dotarł. 
-Kochanie- odparł półgłosem, łapiąc ją za rękę- Antonello, spójrz mi w oczy. 
 Dziewczyna przeniosła na niego wzrok i dopiero wtedy do Leo dotarło, że ona płacze. Po jej policzku spływała pojedyncza łza, a jemu ścisnęło się gardło. 
-Wszystko jest w porządku. Nie martw się. Ja to jakoś ogarniam, naprawdę- mruknął Messi. 
-Nie kłam, Leo. Wiem, że tak nie jest- powiedziała Anto i otarła wierzchem dłoni mokry policzek.
-Dobrze, nie jest idealnie. Ale staram się. 
-Widzę. I rozumiem, że są rzeczy na które nie masz wpływu. Ale rozmawiaj ze mną. Ja jestem tu dla ciebie. Nie jesteś niezwyciężony- powiedziała dziewczyna. 
 Piłkarz uśmiechnął się lekko. 
-Dziękuję. I przepraszam- szepnął, mocniej ściskając jej drobną dłoń- Idź do domu, ja wezmę Thiago. 
 Antonella pokiwała delikatnie głową i wysiadła z samochodu. Leo przez chwilę patrzył jak idzie w kierunku drzwi wejściowych, szukając w torebce kluczy. Kochał ją ponad wszystko. 
_________________________________________________________

A oto przed państwem najdłuższy rozdział na tym blogu! Ta daa! 
Ze względu na te wszystkie przemiłe słowa pod poprzednim rozdziałem, postanowiłam dodać coś dłuższego. Kocham was i dziękuję bardzo :3
Mam nadzieję, że ten rozdział trochę zaspokoił waszą ciekawość, choć właściwie i tak niewiele się w nim dzieje.
Ale jeszcze wszystko przed nami :D
Buziaki :* ♥ 
I Szczęśliwego Nowego Roku! 

czwartek, 24 grudnia 2015

VII

 Vasco wziął Thiago na barki i spojrzał kątem oka na Antonellę, która szła tuż obok niego stadionowym tunelem, ale myślami była jakby zupełnie gdzieś indziej. 
 Kiedy wysiedli z samochodu, a Leo udał się do szatni, ona tylko odprowadziła go wzrokiem. Żadnego 'powodzenia', 'wierzę w ciebie' ani 'połam sobie nogi'. Idąc przez korytarze Camp Nou w stronę sali VIP, też się nie odzywała. Raz czy dwa tylko delikatnie uśmiechnęła się, kiedy Thiago przybijał piątki ze znajomymi pracownikami obsługi stadionu. 
 I to nie była Anto, którą Vas znał. 
 Roccuzzo była zawsze uśmiechnięta i wiecznie o czymś mówiła. Niewiele osób znał, które były tak gadatliwe jak ona, ale była to jej bardzo pozytywna cecha. Niesamowicie otwarta, towarzyska. Z taką dziewczyną jego wujek założył rodzinę. 
 Ewidentnie się pokłócili. 
-Ej Vasco! Ej!- krzyknął nagle Thiago, a kiedy jego słowa nie znalazły spodziewanej rekacji, zaczął uderzać chłopaka małymi piąstkami, zanosząc się uroczym śmiechem- No zdejmij mnie już! Tam jest Davi! 
 Vas uśmiechnął się szeroko, ale wykonał polecenie, przy okazji robiąc trzylatkowi mały 'samolot', od którego jego słodki śmiech stał się jeszcze głośniejszy. W końcu postawił go na ziemi, a on od razu pobiegł w stronę kącika dla dzieci, w pomieszczeniu przylegającym do sali VIP. Tuż zanim poszła Antonella. Upewniła się, że wszystko w porządku, zabrała kurtkę Thiago i wróciła do Vasco. On otworzył przed nią drzwi, po czym oboje weszli do przyciemnionego pomieszczenia. 
-An?
-Tak? 
-Ty i Leo...o co się pokłóciliście?- spytał cicho Vas, kiedy dotarli do miejsc na końcu sali. Najwidoczniej Roccuzzo nie chciała zbytnio wdawać się w rozmowy i ploteczki z innymi kobietami piłkarzy Blaugrany. I dobrze. Bo młodszy Messi musiał coś od niej w końcu wyciągnąć.   
 Chłopak zauważył, że słysząc jego słowa, Anto ścisnęła usta w jeszcze węższą linię. Powoli zdjęła swój beżowy płaszczyk, przewiesiła go przez oparcie siedzenia i ciężko opadła na fotel. 
-Nie pokłóciliśmy się- odparła po krótkiej chwili, delikatnie kładąc dłonie na swoim dużym brzuchu- Po prostu ostatnio gorzej się czuję. 
 Vasco usiadł tuż obok niej i wywrócił oczami. 
-Nie pytam czy, tylko o co- powiedział i spojrzał oczekująco na Antonellę.
 Ona tylko westchnęła głęboko, po czym przeniosła na niego wzrok. 
-On się o ciebie martwi, Vas. Bardzo. Robił wszystko, żeby nie wyrzucili cię z La Masii. A teraz zrobi wszystko, żebyś nie zmarnował sobie życia. Widzisz to? 
 Chłopak lekko się skrzywił, słysząc jej oskarżycielski ton.
-Oczywiście, że tak. Tylko co to ma do waszej kłótni?- odparł, nie bardzo rozumiejąc. 
-On tak dłużej nie może. Ma syna, niedługo będzie miał drugiego, ale ma też Barcelonę. Chyba nie myślałeś, że Leo będzie do końca życia opuszczał wszystkie ważne spotkania, treningi, żebyś ty mógł się bawić?- wycedziła przez zęby. 
 Teraz Vasco nie rozumiał już kompletnie nic. 
-O czym ty w ogóle mówisz, Anto? Jakie treningi? 
-Leo ci tego nie powie, bo nie przyzna się sam przed sobą, że nie radzi sobie z tobą i całą tą sytuacją. Ale za notoryczne spóźnienia może zostać nie tylko posadzony na ławce, ale nawet zawieszony. Więc proszę, Vas, przestań udawać zbuntowanego nastolatka, którym nie jesteś- powiedziała dziewczyna. Po chwili odwróciła wzrok i zaczęła się nerwowo bawić swoimi paznokciami. 
 A Vasco siedział wbity w fotel. Nie miał pojęcia, że Leo ma przez niego aż takie problemy. Że spóźnia się na treningi i kłóci z Anto.
 Spojrzał na nią jeszcze raz. Wiedział, że jest bardziej zmartwiona niż zła. 
 Zaczynał powoli żałować swojego zachowania. 
 Nagle na wielkim ekranie w sali VIP, tuż nad oszkloną ścianą, przez którą było widać cały stadion jak na dłoni, pojawiły się składy obu drużyn. Vasco szybko przesortował nazwiska wzrokiem. Ale, ku swojemu zdziwieniu, Leo znalazł dopiero w tabeli zawodników rezerwowych. W przyciemnionym pomieszczeniu zrobiło się nagle dziwnie głośno od szeptów i pomruków niezadowolenia.
-Co do cholery...- powiedział cicho Vas, marszcząc brwi.  

~*~

 Leo spojrzał nerwowo na telebim.
 42:53.
 1:0.
 Mecz z Deportivo od pierwszej minuty okazał się zaskakująco brutalny. Na boisku sypały się wyzwiska i kopniaki, a co za tym idzie- również upomnienia i żółte kartoniki. Mimo to 6. drużynie La Ligi udało się trafić bramkę, która dawała im dużą przewagę psychiczną. 
 Za to Barcelona wydawała się jakby rozdrażniona. Gonienie wyniku nie wpływało na nikogo dobrze. Wszystkie akcje były zbyt proste do rozpracowania, podania szybkie, ale niedokładne, a kontry całkowicie nieprzemyślane. 
 W wyjściowej jedenastce miejsce Leo zajął Munir. Szło mu całkiem dobrze, ale wspomnienie meczu z Realem i nietrafionej 'patelni' zabierało mu dużo pewności siebie. 
 A Messi siedział na ławce rezerwowych i raczej nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Jego drużyna przegrywała. Jego Barcelona. A on nie mógł zupełnie nic z tym zrobić, bo trener nawet nie zwracał na niego uwagi, a co dopiero mówić o zmianie. 
 Wbił wzrok w swoje dłonie i jeszcze mocniej zacisnął zęby. Głupio mu było, że tak po prostu zapomniał o tej konferencji. Że spóźniał się na treningi, choć robił wszystko, by tak nie było. Że trener tak bardzo się na nim zawiódł i to nie raz. Że ostatnio w ogóle nie rozmawiał z chłopakami. Czuł się jak ostatni ignorant i egoista. 
 Sędzia zagwizdał po raz ostatni, kończąc pierwszą połowę meczu. 1:0. Aż. Albo tylko. 
 Wszyscy piłkarze zeszli do tunelu i udali się do szatni. Tuż za nimi trener, sztab szkoleniowy, rezerwowi i oczywiście Leo, który jeszcze ani przez chwilę nie pomyślał o sobie, jako o odsuniętej od składu, zachodzącej gwieździe. Po kilku chwilach znalazł się na progu szatni, w której panował tłok i hałas.
-Suarez wychodzi do przodu, a Sergi wraca na obronę. Więcej podań, bo nic z tego nie będzie- krzyknął trener, podczas gdy piłkarze osuszali twarze ręcznikami. 
 Leo spokojnie przeszedł obok Enrique i udał się na swoją ławkę. Po drodze poklepał po ramieniu Neymara, który znajdował się na podłodze w pozycji półleżącej. Dyszał ciężko i podniósł na Messiego pytającego spojrzenie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, trener dodał podniesionym głosem:
-Leo!
 Argentyńczyk odwrócił się szybko, prawie zabijając Suareza drzwiczkami szafki, i z nadzieją spojrzał na Lucho. On zaś zawahał się chwilę, a w końcu powiedział pewnie:
-Wchodzisz za Munira. 
_________________________________________________________________

No i jest jeszcze przed świętami :3
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za zakończenie rozdziału. Ja po prostu uwielbiam niedopowiedzenia. 
A więc- skoro już tu jestem- chciałabym złożyć wszystkim życzenia.
Wesołych, spokojnych Świąt. Aby były dla was odpoczynkiem, odcięciem od problemów, wyciszeniem. Żebyście mogli sobie powiedzieć, że jesteście dobrymi ludźmi. Bo to jest chyba najważniejsze. Cała reszta jakoś się ułoży. 
Buziaki :* ♥ 
 

środa, 9 grudnia 2015

VI

-Leo...- kobiecy głos wyrwał go z płytkiego snu.
 Messi mruknął cicho i poprawił poduszkę, wygodniej układając głowę.
-Leo. 
 Piłkarz lekko skrzywił się i obrócił niechętnie na drugi bok, próbując wrócić do pięknych marzeń, w których strzelał kolejne bramki Realowi. 
-No tato! 
 Powoli otworzył oczy. Tuż obok łóżka, na wysokości jego wzroku, stał uśmiechnięty od ucha do ucha Thiago. Na materacu, trochę dalej, siedziała Antonella.
-Tak, synu?- spytał, przecierając powieki. Podparł się na łokciu i spojrzał na chłopca z szerokim, ale zaspanym uśmiechem. 
-Dzisiaj mecz!- krzyknął wesoło trzylatek i zaczął podskakiwać w miejscu. 
 Leo przeniósł wzrok na Anto.
-Z Deportivo. O 20. Wstawaj, już późno- powiedziała chłodno, uciekając od spojrzenia piłkarza. Wstała ciężko z łóżka i wyszła z sypialni. 
 Messi odprowadził ją smutnym wzrokiem. Wciąż zachowywała się tak obojętnie. Wcale nie była zła i on dobrze o tym wiedział, ale to, co robiła, nie miało żadnego sensu, a tylko całkowicie niszczyło mu humor. 
-Tato, czy mama jest zła?- spytał po chwili Thiago, lekko sepleniąc. Z jego radości i uśmiechu pozostały tylko małe iskierki w oczach. Jego syn też wiedział, że coś jest nie tak. 
 Messi zawahał się tylko przez kilka sekund, po czym znowu uśmiechnął się szeroko. 
-Nie. Jest po prostu zmęczona, wiesz? Twój brat daje jej nieźle popalić- odparł po krótkim zastanowieniu, po czym odkrył skrawek kołdry- Chodź tu do mnie jeszcze na chwilę. 
 Thiago wdrapał się na łóżko i wtulił w Leo.
 Brakowało mu takich chwil. Brakowało mu czasu na bycie z nim, z Anto. Zawsze miał go niewiele, ale ostatnio zmniejszał się on prawie do zera. Najpiękniejszy czas mu po prostu uciekał. A najgorsze było to, że dzień za dniem, miesiąc za miesiącem- wszystko przelewało mu się przez palce i nie mógł nic z tym zrobić. Żałował, że opuszcza go tak wiele ważnych momentów z życia jego rodziny. 
 Mocniej przytulił do siebie syna.
-Uroczo. Mogę się przyłączyć?
 Leo odwrócił głowę i w wejściu do sypialni zobaczył Vasco. Wyglądał lepiej, niż kiedy od niego wychodził. Widocznie wziął prysznic i dostał od Antonelli ubrania, bo był w koszulce La Pulgi, którą dostał kiedyś od Rodrigo. Ciekawe czy to przypadek, czy An zrobiła to umyślnie.
-Vasco!- krzyknął wesoło Thiago, wyskakując spod kołdry. Zsunął się z łóżka i podbiegł do chłopaka, który od razu wziął go na ręce. 
-Lepiej się czujesz?- spytał Leo, a przez głowę przemknęła mu myśl, że jeżeli w jego sypialni zaczyna panować półmrok, to powinien już szykować się do wyjścia.
-O wiele. I znalazłem klucze- odparł z uśmiechem jego bratanek. 
-Vas, co jemy dzisiaj na kolację?- spytał nagle Thiago, wodząc małymi paluszkami do tatuażu na jego ramieniu, w kształcie witraży Sagrady Familii, łudząco podobnych do tych Leo. 
- A co serwujesz? 
-Hmm, może kisiel. Truskawkowy- zaproponował chłopiec.
-No i dobra. Tacie też zrobimy, co?- odparł Vasco, na co Thiago energicznie pokiwał głową. Dziewiętnastolatek spojrzał na Leo i dodał- A ty wstawaj, mecz o 20.
 I po chwili on i chłopiec udali się do kuchni, dyskutując żywo na temat kolacji i meczu, na który syn Messiego oczywiście także się wybierał. 
 Piłkarz przez chwilę przysłuchiwał się ich rozmowie, po czym opadł na poduszkę. Nie wierzył, że tego dnia będzie zdolny do czegokolwiek. 

                                                                    ~*~

 Leo spokojnym krokiem wszedł do szatni. Zbił kilka piątek z obecnymi jeszcze w szatni kolegami, którzy nie wyszli na rozgrzewkę, po czym udał się do swojej szafki. Otworzył ją, po czym rozpiął suwak torby i zaczął się przebierać. 
 Próbował za wszelką cenę skupić swoje myśli na meczu. 
 Vasco, Thiago i Antonella mieli być w sali VIP. Jego syn zawsze był bardzo podekscytowany, kiedy An zabierała go na mecze. Chyba lubił piłkę. I Camp Nou. I Davi'ego, syna Neymara, z którym spędzał praktycznie całe mecze, wspólnie szukając na boisku swoich rodziców. 
 Jak myśl o chłopcu napawała go optymizmem, tak samo wyobrażenie obojętnego, chłodnego spojrzenia Anto sprawiało, że całe jego skupienie, cały jego zdrowy rozsądek- gdzieś ulatywały. 
 Nadal go odrzucała. 
 W domu, w drodze na stadion raczej nie szukała z nim kontaktu, a wręcz go unikała. Jego dotyku, wzroku, w pewnym momencie nawet przestała odpowiadać na jego pytania. 
-Ej, a ty co taki jakiś sztywny? 
 Leo spojrzał w bok i jego wzrok zawisł na Neymarze, który właśnie dopadł z uśmiechem do drzwiczek swojej szafki i w pośpiechu zaczął się przebierać. 
 Argentyńczyk wrócił do wiązania sznurówek.
-Musimy się dzisiaj najebać- powiedział całkiem spokojnie Messi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Co musimy?- wyrwał się nagle Pique, z do połowy założoną koszulką. 
 Neyamr uśmiechnął się szeroko.
-Jak wygramy- odparł, po czym zamknął szafkę, usiadł obok Messiego i również zaczął zakładać buty. 
-Jak przegramy też- powiedział szybko La Pulga, nie podnosząc wzroku na kolegę.
-Podoba mi się twoje podejście, Leo!- krzyknął Alba, gdzieś z głębi pomieszczenia. 
 Neymar wyprostował się i spojrzał na  Argentyńczyka ze zmarszczonym czołem.
-A co ty taki wkurwiony? Co ci na tej konferencji nagadali?- spytał podejrzliwie. 
Messi podniósł na niego przerażone spojrzenie. 
-Jakiej konferencji?- spytał prawie bezgłośnie.
-No miałeś iść dzisiaj na konferencję z Enrique. Obiecałeś mu jak się spóźniłeś w środę- powiedział niepewnie Brazylijczyk i wymienił spojrzenie z Pique, który stał tuż za Leo, po czym dodał- Nie? 
-Boże, zapomniałem- odparł La Pulga i pacnął się otwartą dłonią w czoło. Po chwili dodał- Dzieki, stary- i pobiegł tunelem w stronę sali medialnej. 
 Niewiele myśląc, wpadł z rozpędem do środka. Ale sala była pusta. Kręcił się po niej tylko chłopak z ekipy sprzątającej. Miał założone słuchawki, ale kiedy tylko zauważył obecność piłkarza, szybko je ściągnął i przerwał zbieranie kubeczków jednorazowych.
-Już się skończyła?- spytał Messi, jednak bardziej do siebie, niż do niego. 
-Konferencja? Jakieś 10 minut temu- odparł chłopak, z fascynacją wpatrując się w Leo, który zaklął pod nosem i westchnął głęboko- Mogę prosić o autograf? 
-Jak mnie trener nie zabije, to ci dam nawet koszulkę- wypalił bez zastanowienia Leo i wyszedł z sali. 
 Udał się na płytę boiska. Stadion był prawie pełny. Wszędzie powiewały katalońskie flagi, a na przeciwnej trybunie Messi zauważył kilka większych transparentów z motywującymi napisami. 
 On jednak szybko zmierzał w stronę ławki rezerwowych, przy której stał Enrique. Jak zwykle nienagannie elegancki dyskutował o czymś z jednym z fizjoterapeutów, wskazując następne pozycje w swoich dokumentach. Kiedy jednak zauważył zmierzającego w jego stronę Leo, odprawił lekarza. 
-Trenerze...-zaczął Messi. 
 Ale Luis, jakby nie zwracając uwagi na to, że jego podopieczny w ogóle się odezwał, podał mu z ławki koszulkę rezerwowego. 
-Dzisiaj siedzisz.
 Argentyńczyk szerzej otworzył oczy, nie wierząc w to, co słyszy. Obiecał mu tę konferencję. To prawda. Ale to nie był powód, żeby sadzać go na ławce, kiedy jedynym dostępnym napastnikiem był Munir, bo Sandro złapał kontuzję w Niemczech, w meczu Ligi Mistrzów. 
-Ale...to przecież...
-Siedzisz, Leo- warknął Lucho, z na tyle łagodną miną, żeby żaden z fotografów nie wyłapał zgrzytu między trenerem a najlepszym piłkarzem Barcy. 
 Ale Messi to wyłapał. I już wiedział, że nie chodzi o żadną konferencję. 
 Wziął od Enrique koszulkę, naciągnął ją na siebie i z zaciśniętymi zębami usiadł w drugim rzędzie skórzanych foteli, możliwie najbardziej ukryty przed operatorami kamer. 
_________________________________________________________________

No ja wiem, wszystko niszczę. 
Ale ok, będzie dobrze.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, to wiele dla mnie znaczy ♥ 
Buziaki :*