czwartek, 24 grudnia 2015

VII

 Vasco wziął Thiago na barki i spojrzał kątem oka na Antonellę, która szła tuż obok niego stadionowym tunelem, ale myślami była jakby zupełnie gdzieś indziej. 
 Kiedy wysiedli z samochodu, a Leo udał się do szatni, ona tylko odprowadziła go wzrokiem. Żadnego 'powodzenia', 'wierzę w ciebie' ani 'połam sobie nogi'. Idąc przez korytarze Camp Nou w stronę sali VIP, też się nie odzywała. Raz czy dwa tylko delikatnie uśmiechnęła się, kiedy Thiago przybijał piątki ze znajomymi pracownikami obsługi stadionu. 
 I to nie była Anto, którą Vas znał. 
 Roccuzzo była zawsze uśmiechnięta i wiecznie o czymś mówiła. Niewiele osób znał, które były tak gadatliwe jak ona, ale była to jej bardzo pozytywna cecha. Niesamowicie otwarta, towarzyska. Z taką dziewczyną jego wujek założył rodzinę. 
 Ewidentnie się pokłócili. 
-Ej Vasco! Ej!- krzyknął nagle Thiago, a kiedy jego słowa nie znalazły spodziewanej rekacji, zaczął uderzać chłopaka małymi piąstkami, zanosząc się uroczym śmiechem- No zdejmij mnie już! Tam jest Davi! 
 Vas uśmiechnął się szeroko, ale wykonał polecenie, przy okazji robiąc trzylatkowi mały 'samolot', od którego jego słodki śmiech stał się jeszcze głośniejszy. W końcu postawił go na ziemi, a on od razu pobiegł w stronę kącika dla dzieci, w pomieszczeniu przylegającym do sali VIP. Tuż zanim poszła Antonella. Upewniła się, że wszystko w porządku, zabrała kurtkę Thiago i wróciła do Vasco. On otworzył przed nią drzwi, po czym oboje weszli do przyciemnionego pomieszczenia. 
-An?
-Tak? 
-Ty i Leo...o co się pokłóciliście?- spytał cicho Vas, kiedy dotarli do miejsc na końcu sali. Najwidoczniej Roccuzzo nie chciała zbytnio wdawać się w rozmowy i ploteczki z innymi kobietami piłkarzy Blaugrany. I dobrze. Bo młodszy Messi musiał coś od niej w końcu wyciągnąć.   
 Chłopak zauważył, że słysząc jego słowa, Anto ścisnęła usta w jeszcze węższą linię. Powoli zdjęła swój beżowy płaszczyk, przewiesiła go przez oparcie siedzenia i ciężko opadła na fotel. 
-Nie pokłóciliśmy się- odparła po krótkiej chwili, delikatnie kładąc dłonie na swoim dużym brzuchu- Po prostu ostatnio gorzej się czuję. 
 Vasco usiadł tuż obok niej i wywrócił oczami. 
-Nie pytam czy, tylko o co- powiedział i spojrzał oczekująco na Antonellę.
 Ona tylko westchnęła głęboko, po czym przeniosła na niego wzrok. 
-On się o ciebie martwi, Vas. Bardzo. Robił wszystko, żeby nie wyrzucili cię z La Masii. A teraz zrobi wszystko, żebyś nie zmarnował sobie życia. Widzisz to? 
 Chłopak lekko się skrzywił, słysząc jej oskarżycielski ton.
-Oczywiście, że tak. Tylko co to ma do waszej kłótni?- odparł, nie bardzo rozumiejąc. 
-On tak dłużej nie może. Ma syna, niedługo będzie miał drugiego, ale ma też Barcelonę. Chyba nie myślałeś, że Leo będzie do końca życia opuszczał wszystkie ważne spotkania, treningi, żebyś ty mógł się bawić?- wycedziła przez zęby. 
 Teraz Vasco nie rozumiał już kompletnie nic. 
-O czym ty w ogóle mówisz, Anto? Jakie treningi? 
-Leo ci tego nie powie, bo nie przyzna się sam przed sobą, że nie radzi sobie z tobą i całą tą sytuacją. Ale za notoryczne spóźnienia może zostać nie tylko posadzony na ławce, ale nawet zawieszony. Więc proszę, Vas, przestań udawać zbuntowanego nastolatka, którym nie jesteś- powiedziała dziewczyna. Po chwili odwróciła wzrok i zaczęła się nerwowo bawić swoimi paznokciami. 
 A Vasco siedział wbity w fotel. Nie miał pojęcia, że Leo ma przez niego aż takie problemy. Że spóźnia się na treningi i kłóci z Anto.
 Spojrzał na nią jeszcze raz. Wiedział, że jest bardziej zmartwiona niż zła. 
 Zaczynał powoli żałować swojego zachowania. 
 Nagle na wielkim ekranie w sali VIP, tuż nad oszkloną ścianą, przez którą było widać cały stadion jak na dłoni, pojawiły się składy obu drużyn. Vasco szybko przesortował nazwiska wzrokiem. Ale, ku swojemu zdziwieniu, Leo znalazł dopiero w tabeli zawodników rezerwowych. W przyciemnionym pomieszczeniu zrobiło się nagle dziwnie głośno od szeptów i pomruków niezadowolenia.
-Co do cholery...- powiedział cicho Vas, marszcząc brwi.  

~*~

 Leo spojrzał nerwowo na telebim.
 42:53.
 1:0.
 Mecz z Deportivo od pierwszej minuty okazał się zaskakująco brutalny. Na boisku sypały się wyzwiska i kopniaki, a co za tym idzie- również upomnienia i żółte kartoniki. Mimo to 6. drużynie La Ligi udało się trafić bramkę, która dawała im dużą przewagę psychiczną. 
 Za to Barcelona wydawała się jakby rozdrażniona. Gonienie wyniku nie wpływało na nikogo dobrze. Wszystkie akcje były zbyt proste do rozpracowania, podania szybkie, ale niedokładne, a kontry całkowicie nieprzemyślane. 
 W wyjściowej jedenastce miejsce Leo zajął Munir. Szło mu całkiem dobrze, ale wspomnienie meczu z Realem i nietrafionej 'patelni' zabierało mu dużo pewności siebie. 
 A Messi siedział na ławce rezerwowych i raczej nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Jego drużyna przegrywała. Jego Barcelona. A on nie mógł zupełnie nic z tym zrobić, bo trener nawet nie zwracał na niego uwagi, a co dopiero mówić o zmianie. 
 Wbił wzrok w swoje dłonie i jeszcze mocniej zacisnął zęby. Głupio mu było, że tak po prostu zapomniał o tej konferencji. Że spóźniał się na treningi, choć robił wszystko, by tak nie było. Że trener tak bardzo się na nim zawiódł i to nie raz. Że ostatnio w ogóle nie rozmawiał z chłopakami. Czuł się jak ostatni ignorant i egoista. 
 Sędzia zagwizdał po raz ostatni, kończąc pierwszą połowę meczu. 1:0. Aż. Albo tylko. 
 Wszyscy piłkarze zeszli do tunelu i udali się do szatni. Tuż za nimi trener, sztab szkoleniowy, rezerwowi i oczywiście Leo, który jeszcze ani przez chwilę nie pomyślał o sobie, jako o odsuniętej od składu, zachodzącej gwieździe. Po kilku chwilach znalazł się na progu szatni, w której panował tłok i hałas.
-Suarez wychodzi do przodu, a Sergi wraca na obronę. Więcej podań, bo nic z tego nie będzie- krzyknął trener, podczas gdy piłkarze osuszali twarze ręcznikami. 
 Leo spokojnie przeszedł obok Enrique i udał się na swoją ławkę. Po drodze poklepał po ramieniu Neymara, który znajdował się na podłodze w pozycji półleżącej. Dyszał ciężko i podniósł na Messiego pytającego spojrzenie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, trener dodał podniesionym głosem:
-Leo!
 Argentyńczyk odwrócił się szybko, prawie zabijając Suareza drzwiczkami szafki, i z nadzieją spojrzał na Lucho. On zaś zawahał się chwilę, a w końcu powiedział pewnie:
-Wchodzisz za Munira. 
_________________________________________________________________

No i jest jeszcze przed świętami :3
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za zakończenie rozdziału. Ja po prostu uwielbiam niedopowiedzenia. 
A więc- skoro już tu jestem- chciałabym złożyć wszystkim życzenia.
Wesołych, spokojnych Świąt. Aby były dla was odpoczynkiem, odcięciem od problemów, wyciszeniem. Żebyście mogli sobie powiedzieć, że jesteście dobrymi ludźmi. Bo to jest chyba najważniejsze. Cała reszta jakoś się ułoży. 
Buziaki :* ♥ 
 

5 komentarzy:

  1. Naprawdę lubię to opowiadanie. Jest... Jest takie inne. Nie wiem czemu, ale bardzo przypomina mi swoje stare opowiadanie o już dorosłym Thiago Messim. Nie, nie dlatego, że są jakieś tam drobne podobieństwa czy coś, bo tego nie zarzucam, ale po prostu przypomina mi przejmującego się Leo, który chce dobrze dla swojego podopiecznego. Który się martwi i rzuciłby wszystko by polecieć mu na ratunek. I za to dziękuję, bo naprawdę go lubiłam!
    Wracając do rozdziału, myślę, że może w końcu ta rozmowa z Anotonellą doszczędnie przemówi Vasco do rozumu. Nie wiedział co przez niego się dzieje z Leo, a teraz ma wszystko czarno na białym.
    Co do zakończenia, miałam taką nadzieję, że Messi będzie wpuszczony w drugiej połowie ;)
    Czekam na kolejny rozdział i również życzę Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Wpadłam tu w sumie przypadkowo i muszę powiedzieć: WOW!!! Świetne opowiadanie - naprawdę! ;D Historia jakiej chyba jeszcze nie było, a ja na pewno niczego podobnego nie czytałam.
    Vasco wydaje się być dobrym chłopakiem, ale widać, że jest bardzo zagubiony. Miota się jak dziecko we mgle, nie wie, co tak naprawdę robi, jest zaślepiony. Mam jednak nadzieję, że ta rozmowa z Antonellą w końcu otworzy mu oczy.
    Ciekawi mnie też kwestia Vasco w La Masii i mam nadzieję, że pociągniesz ten wątek w jakiś ciekawy sposób. ;)
    Anyway, wpadłam, nadrobiłam całość i z pewnością tu zostanę. ;D
    A w wolnej chwili zapraszam do mnie. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Vasco wreszcie zrozumie swoje błędy i to do czego doprowadził. Muszę przyznać, że naprawdę polubiłam to opowiadanie i czytam je z wielką przyjemnością.
    Czekam na następny! :D

    Pozdrawiam,
    Ana :)

    PS Wesołych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, tak, obiecałam sobie, że nie będę zaglądać na inne blogi, bo i tak mam już kilometrowe zaległości w czytaniu. A co z tego wyszło? Skoro tu zawitałam, najwyraźniej nic.

    Ale nie żałuję. Polubiłam to opowiadanie, choć przeczytałam ledwie trzy ostatnie rozdziały. Jest takie inne i... Cóż, Leo sprawia wrażenie piekielnie opiekuńczego mężczyzny, który traktuje Vasco niczym swojego własnego syna. A ja takie postacie lubię i z całą pewnością zostanę na dłużej, mając nadzieję na rozwinięcie całej akcji.

    Ach, no i ja także uwielbiam niedopowiedzenia. To sprawia, że jeszcze chętniej się tutaj wraca:)

    Pozdrawiam i całuję!

    suenos
    __________
    todo-pierde-sentido.blogspot.com
    runaway-with-my-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że ta rozmowa sprawi, że Vaso pójdzie po rozum do głowy, bo sporo problemów sprawił Messiemu i Antonelli. Zresztą podejrzewam, że jakieś przemyślenia będą po tym jak Messi siedzi na ławce. A szkoda, Leo. Szkoda bardzo. To nie jego wina, że Vaso... cóż.
    Oby to wszystko się jakoś ułożyło.

    OdpowiedzUsuń