środa, 13 lipca 2016

XVIII

 Leo zamrugał kilkakrotnie i przetarł dłonią zmęczone oczy. Poprawił się na niewygodnym krześle i spojrzał na lekko pofalowane włosy Antonelli, rozłożone na bezwładnych ramionach. 
 Znowu przysnął. 
 An od porodu była praktycznie cały czas na granicy świadomości. Kiedy ją odzyskiwała, trwało to zaledwie kilka minut i raczej nie było wtedy mowy o żadnej rozmowie. Wciąż była wyczerpana, ale z każdym dniem na szczęście coraz silniejsza. Tak przynajmniej mówili mu lekarze. 
 Lauren, bo tak Leo nazywał swoją córkę, szybko rosła, a jej stan stopniowo się poprawiał. Kiedy rozmawiali z An o imieniu drugiego syna, nigdy nie brali pod uwagę dziewczynki. To było pewne, przy każdym prawie badaniu ginekolog mówił to samo- chłopiec. Ale los wybrał sam. 
 Minęły trzy dni. 
 Vasco nie był w szpitalu, ale przynajmniej odebrał telefon, kiedy Leo do niego zadzwonił. Powiedział, że podjął już jakąś decyzję i kiedy już Antonella wyjdzie ze szpitala, odwiedzi ich w domu. Starszy Messi chyba już wiedział, o jaką decyzję chodziło. Przyszłość Vasa wciąż stała dla wszystkich pod znakiem zapytania. 
 Thiago był ciągle pod opieką albo Rodrigo, który postanowił zostać w Barcelonie, aż do wypisu Anto, albo pani Valerii, niani. Często bywał też w szpitalu. 
 Podobnie jak piłkarze Barcy. Sala Antonelli była wypchana balonami, kwiatami i pluszowymi miśkami, które, swoją drogą, w większości przyniósł Neymar. 
 Byli tutaj już chyba wszyscy. Także Enrique, ale akurat wtedy, kiedy Leo poszedł po kawę do kawiarni obok kliniki. Minął się z nim. Ale może to i lepiej. Sprawa z zawieszeniem jeszcze nie przyschła. 
 Messi westchnął ciężko i jeszcze raz poprawił się na niewygodnie wyregulowanym krześle. 
 Przez ostatnie kilka dni dużo myślał o kłótni Rodrigo i Vasco. I ogólnie o ich trochę spapranych relacjach. O tym, co obaj powiedzieli przeciwko sobie i co z pewnością mogliby jeszcze powiedzieć. 
 Przez te kilka lat i w jednym, i w drugim nagromadziło się dużo emocji, których chyba sami do końca nie rozumieli. Leo nie popierał w pełni żadnego z nich, bo chyba każdy miał w tym wszystkim jakąś swoją winę. Dużo się między nimi zmieniło. 
 Bo to nie zawsze tak wyglądało. Przed rozwodem Rodrigo i Tiny, ich relacja była raczej... zdrowa. Normalna. A później wszystko bardzo szybko straciło swoją normalność. Vas stracił matkę, Rod żonę, a obaj stracili fragment swojej strefy komfortu. Wtedy właśnie Rodrigo stał się taki oschły, surowy, myślał, że właśnie tak dobrze wychowa swojego syna- ucząc go, że nie może się przywiązywać nawet do bliskich mu osób, że na nikim nie może polegać, jedynie na sobie. Więc uciekł w pracę, zostawiając Vasco samego sobie. 
 A Vas? Bardzo się usamodzielnił, jeżeli można tak powiedzieć o 11-latku. W pewnym momencie po prostu stracił potrzebę bliskości z ojcem. Bliskości z kimkolwiek. Dla Rodrigo był to największy sukces wychowawczy, a dla Vasa- okaleczenie na resztę życia. 
 I tu pojawiała się rola Leo. Który zawsze, za wszelką cenę, próbował uświadomić temu dzieciakowi, że może liczyć na innych, zwłaszcza na rodzinę. Że może ludziom ufać, że może kochać i że to wcale nie oznaka słabości. Chciał chociaż tak wynagrodzić mu błędy ojca.
 Nagle Messi usłyszał ciche pukanie do drzwi. Odwrócił się, a wtedy w uchylonym przejściu ukazała się uśmiechnięta szeroko buźka Neymara. 
— Możemy pogadać? To ważne, naprawdę — powiedział niemal bezgłośnie.
 Leo pokiwał lekko głową, wstał spokojnie z krzesła, puszczając delikatnie dłoń Antonelli i ruszył do wyjścia. Kiedy już zamknął za sobą drzwi, odwrócił się do Neymara i Pique, którzy byli podejrzanie uśmiechnięci. 
— No co się takiego wydarzyło, że się tak cieszycie? — spytał podejrzliwie, krzyżując ręce na piersi.
 Gerard i Ney wymienili szybkie spojrzenia.
— Pamiętasz tę naszą rozmowę o Munirze? — spytał Geri, a Leo pokiwał lekko głową, przywołując w pamięci, jak opowiadał im w tajemnicy o sytuacji Vasco i el Haddadiego sprzed kilku lat — Właśnie. Jak nam wtedy o tym powiedziałeś, trochę mnie to ścięło. Ale pomyślałem, że poszukam, popytam i ogarnę, co jeszcze chłopak może mieć za uszami...
—  I nie zgadniesz, co znaleźliśmy! — krzyknął podekscytowany Ney.
— Zamknij się, ja teraz mówię — uciszył go Gerard i kontynuował — Leo, okazuje się, że nie doceniliśmy małego Munira. Chłopak ma własną firmę ochroniarską. I to nie byle jaką, bo po godzinach jego koledzy zajmują się bardziej... nielegalnym interesem, jeżeli wiesz o co mi chodzi — zakończył przyciszonym głosem.
— O koks, chodzi mu o koks — dodał Neymar, trzęsąc się jak dziecko. 
 Gerard trzepnął go w potylicę. 
— Zamkniesz się czy nie? 
 Leo stłumił śmiech i zachował powagę, zakrywając usta dłonią.
— I co w związku z tym? — spytał.
— ...no jak to co? Leo, przecież to jest kolejny dowód przeciwko niemu. 
— I co? Chcesz go tak po prostu wsypać jak jakiś kabel? — spytał Leo, unosząc brwi. Nie chciał chyba nawet wiedzieć, skąd Geri wziął takie informacje.
 Ney nagle zmarszczył czoło i po chwili spojrzał na Gerarda, a jego ramiona zdecydowanie opadły.
— No właśnie.
 Pique spojrzał z niedowierzaniem najpierw na Messiego, później na Neymara. 
— Wy tak serio czy udajecie? — spytał retorycznie i dodał po chwili, pochylając się w stronę Leo z przebiegłym uśmiechem — A czy ktoś powiedział, że my go komukolwiek wsypiemy
________________________________________________________

Jakoś tak chyba krótko, ale myślę, że na temat
Bójcie się mojej wyobraźni, oj bójcie, moi drodzy
Do wszystkich fanek Vasco- przepraszam za ten rozdział i obiecuję, że kolejny wam wszystko wynagrodzi :D
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze! To naprawdę motywujące :3
Buziaki :* ♥