wtorek, 20 października 2015

III

Chłopak wciągnął do płuc ciężkie, miejskie powietrze i przymknął powieki, odchylając zmęczoną głowę w tył. 
 Camp Nou.
 Piękne miejsce. Najpiękniejsze w Barcelonie. 
 O tej porze było już prawie całkiem puste, po trybunach kręciło się jedynie kilku ochroniarzy, którzy byli raczej znużeni ciągłym spacerowaniem wkoło stadionu, zwłaszcza kiedy w ciągu pół roku zdarzyło się tu tylko jedno włamanie, a i to było sprawką kogoś z obsługi, kto zapomniał rzeczy z szafki pracownika. 
 Vasco pociągnął nosem i potarł lekko zmarznięte ramiona.
 Kiedy miał 14 lat, podobała mu się pewna dziewczyna z klasy. Ładna, inteligentna, szkolna gwiazda. Bardzo chciał jej zaimponować, zwłaszcza dlatego, że ona również wydawała się być nim zainteresowana. Chłopak wpadł wtedy na pomysł, żeby pokazać jej Camp Nou. Ale w tej najpiękniejszej wersji. Nocą. I właśnie tego jednego razu, tej jednej przysługi ze strony niezawodnego wujka Leo Vasco nie zapomniał nigdy. 
 Klucze do wejścia dla personelu okazały się przydatne także później, kiedy obiekty jego zainteresowań zmieniały się wraz z miesiącami roku. Karta magnetyczna do loży dla VIP-ów także czasami spełniała swoje zadania. 
 Lecz tym razem młody Messi zdecydował się na miejsce na samym szczycie trybun. Niebo nad stadionem, choć zachmurzone, pozwalało oglądać kilka najjaśniejszych gwiazd.
 Vasco znów wziął głęboki oddech. Tym razem nos podrażnił zapach murawy i coli, która zapewne wylała się gdzieś kilka rzędów niżej. 
 Nie chciał iść na studia. 
 Gdzieś miał całe to uniwersyteckie życie. 
 A w ogóle- prawo? 
 Zwykle je łamał, a teraz miał mu podporządkować praktycznie całe swoje życie. Zupełnie sobie tego nie wyobrażał. Ale z drugiej strony był to jedyny sposób, że pokazać ojcu swoją odpowiedzialność. Kiedy Vasco został wyrzucony z La Masii, właściwie stracił jego zaufanie. Miał wrażenie, że jakikolwiek szacunek i dumę również. Chciał mu pokazać, że potrafi. Że Rodrigo Messi ma syna, którym może się pochwalić. 
 ...ale studia? Prawnicze? I całe życie z daleka od piłki?
 Skrzyżował ręce na piersi i pokręcił głową. Nie, to nie miało żadnego sensu. 
 W tej chwili pomyślał, że jednak dobrze zrobił, decydując się na inny termin złożenia papierów na uniwersytecie. 
 Wyciągnął z kieszeni kurtki zapalniczkę i paczkę papierosów, po czym w zamyśleniu pokręcił nimi w dłoni. Obiecał, że rzuci. Obiecał ojcu. Obiecał Leo.
 A chuj. 
 Wyjął jednego z opakowania i podpalił końcówkę. Już po chwili jego płuca zaczęły oddychać tytoniowym powietrzem, a nad głową uniosła się delikatna chmura dymu. Wciąż pamiętał ten dzień, kiedy pierwszy raz zapalił. Miał 15 lat i szalonych znajomych. I choć zawsze był raczej liderem grupy niż jednym z ich anonimowych członków, zapalił pierwszego papierosa jako najstarszy z klasowych kolegów. Tej inicjacji nie wspominał raczej dobrze. Kaszlał tak głośno, że nakryła ich jedna z nauczycielek. Skończyło się naganą.
 Drugi raz zapalił 2 lata później, krótko po tym jak wyrzucili go z La Masii. Potem palił już cały czas. 
 I tak jego myśli znów wróciły do tego samego tematu. 
 La Masia. A jak La Masia to piłka. Jak piłka to Barcelona. A jak Barcelona...to Munir. 
 Poczuł, że ściska papierosa już zbyt mocno. Wspomnienia w nim nie umarły, tego jednego był pewien. 
 Na ten moment studia były wyżej niż piłka. Chciał to sobie wmówić i szło mu to całkiem nieźle. Ale czy to miało jakikolwiek sens? 
  Chciał grać. Kochał to. Wiedział, że jest w tym dobry. A chciał to tak po prostu...
-Pierdolę to- mruknął i, wstając z krzesełka, wyrzucił niedopałek, po czym przycisnął go butem. 
 Motor jakby sam znalazł drogę do klubu. Wargi same znalazły brzeg kieliszka. A stępione myśli spokój. 
__________________________________________________________________

Wiem, krótki i w ogóle. Przepraszam. Ale ten przerywnik musiał się pojawić.
Następny rozdział w następnym tygodniu.
Kocham :3
Buziaki :* ♥ 

środa, 14 października 2015

II

 Kiedy tylko Leo wyszedł, trzaskając z impetem drzwiami, w mieszkaniu zrobiło się bardzo spokojnie. Wręcz podejrzanie cicho. 
 Vasco spojrzał za okno i odprowadził kilka samochodów do rogu ulicy, gdzie wszystkie skręcały. Przyjrzał się starszej pani, idącej chodnikiem z torbą wypełnioną zakupami i przez chwilę jego wzrok zawisł na jakimś sprzedawcy, który przecierał szyby swojego sklepu. 
 Nigdy nie rozumiał, dlaczego jego wujek tak bardzo naciskał na to, by dalej grał. Zawsze wierzył w niego bardziej niż inni, zawsze więcej mu mówił, bardziej mu ufał. Vasco bardzo go przez co cenił. Ale co do piłki nigdy się z nim nie zgadzał. Nawet kiedy Leo mówił mu, że jest dobry, że zasługuje na minuty na boisku, Vasco nie łączył swojej przyszłości z futbolem. Zwłaszcza teraz, kiedy miał szansę dostać się na najlepszy wydział studiów prawniczych w kraju. I to nie dzięki nazwisku, a dzięki swojej wiedzy i umiejętnościom, czego w świecie Lionela Messiego, w świecie pięknych stadionów, spotkań o wielkie zwycięstwa- raczej by nie było.
 Pokręcił głową i zaczął się bawić paskiem od swojego zegarka.
 A to wszystko przecież mogłoby się potoczyć zupełnie inaczej.
 Gdyby nie ten jeden dzień w La Masii.
 Zamknął oczy i westchnął głęboko.To nie miało sensu. Myślenie o tym, drążenie, analizowanie. Nie. Całkowicie bez sensu. 
 Vasco wstał z kanapy i ruszył niespiesznie do kuchni. Po przejrzeniu zawartości lodówki stwierdził, że jednak będzie zmuszony do jedzenia na mieście i zrobienia zakupów. 
 Wziął szybki prysznic, założył jeansy i szarą koszulkę, a podczas wiązania sznurówek butów tknęła go nagła myśl.
 Ścigacz. Poprzedniego wieczora jego maszyna została pod klubem, z którego zabrał go Leo. 
-O kurwa- szepnął sam do siebie w osłupieniu. 
 Zabrał z salonu kurtkę i teczkę z papierami na studia, przekręcił klucz w zamku drzwi i wybiegł z kamienicy. 

~*~

  Gmach uniwersytetu wyglądał bardzo majestatycznie. Budynek z czerwonej cegły, z białymi, delikatnymi wykończeniami był naprawdę jednym z bardziej reprezentacyjnych wśród wszystkich barcelońskich uczelni. 
 Ale było to nic, w porównaniu z La Masią. Vasco szybko wyrzucił z głowy tą myśl. 
 Pod klubem okazało się, że ścigacz nienaruszony stał tam całą noc. Chłopak na jego widok odetchnął z ulgą. 
 Odwrotnie zaś było z tym, co widział teraz. Niekoniecznie mu się ten widok podobał. Czuł, że kiedy patrzył na te ściany, schody, okna, powietrze dosłownie stawało mu w płucach. 
 Nie był pewien, czy studia to najlepsza z możliwych obecnie opcji. Wiedział jednak, że najrozsądniejsza. Zgasił silnik ścigacza i zdjął kask, po czym przeczesał włosy palcami.
 A może rezygnowanie z marzeń wcale nie było takie rozsądne, jak mu się wydawało?
 Na uczelnię wszyscy młodzi ludzie szli uśmiechnięci, zadowoleni. Pewnie studia prawnicze były szczytem ich ambicji. Dumą i pewnością siebie czuć było od nich na kilometr. 
 Od większości również pieniędzmi.
 Vasco jednak wcale nie czuł, że to tutaj powinien być. To nie było to, co chciał w życiu robić. Jakoś nie wiedział siebie za 10 lat na sali sądowej pod krawatem. 
 Pokręcił lekko głową.
 Abstrakcja. 
 Czysta abstrakcja. 
-Od kiedy to na studia prawnicze przyjmują takich typów? 
 Vasco odwrócił się gwałtownie, podążając za źródłem tego pretensjonalnego głosu. Jego oczom ukazała się jedynie burza rudych włosów, pochylona nad papierami na ławce. 
-"Takich"?- spytał, nie do końca rozumiejąc, co znaczą te słowa. 
 Miedziane loki odsłoniły ładną, lecz złośliwie wykrzywioną twarz, kiedy dziewczyna podniosła na niego spojrzenie. 
-Motor, skórzana kurtka, zapach fajek, dziara na nadgarstku- wyliczała, krzywiąc się co raz bardziej- Myślisz, że cię przyjmą dlatego, że masz ustawioną rodzinkę i dobre nazwisko, czy po prostu jesteś naiwny? 
 Vasco uśmiechnął się pobłażliwie. 
-Ho ho ho, droga pani. Szybko mnie podsumowałaś- odparł spokojnie, jakby jej argumenty i oskarżenia nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. 
 Zsiadł ze ścigacza, schował kask pod siedzenie i wyjął teczkę z papierami, po czym znowu odwrócił się do rudowłosej dziewczyny.
-To nie była odpowiedź na moje pytanie- powiedziała z uporem, nie dając za wygraną. Zanim jednak Vasco zdążył cokolwiek odrzec, widocznie zauważyła podpis na teczce, bo dodała szybko- No tak. Messi. Nazwisko robi swoje. 
 Chłopak prychnął cicho, a ona wróciła do szukania czegoś w swoich papierach. 
-Idź. Może nawet wpuszczą cię na początek kolejki jak pomachasz rodzinnym zdjęciem z piłkarzem. 
 Skrzywił się, słysząc te słowa. 
 Właśnie dlatego nigdy nie przyznawał się do swojego nazwiska, a przynajmniej unikał tego tak często, jak było to możliwe. Za każdym razem wymyślał coś na poczekaniu, tylko po to, by ludzie traktowali go normalnie. Dziękował Bogu, że nie jest podobny do Leo z wyglądu. Tylko uśmiech mieli taki sam. 
 Mimo zgryźliwej uwagi dziewczyny, szeroko rozciągnął usta. Zrobił kilka kroków i usiadł na ławce obok niej, nastawiając twarz do słońca.
-A wiesz, jakoś mi się nie śpieszy- odparł, udając całkowite rozleniwienie. 
 Tym razem to ona prychnęła. Chłopak, uznając to za ciche przyzwolenie na rozmowę, wyciągnął do niej dłoń.
-Vasco.
 Rudowłosa spojrzała na jego rękę, po czym spokojnie wróciła do swoich papierów. Nie odpowiedziała. 
 Messi wrócił do wcześniejszej pozycji i jak gdyby nigdy nic zmrużył oczy, znów nastawił twarz w kierunku ciepłych promieni słonecznych, układając się wygodniej na ławce. 
-Mi również miło cię poznać, bezimienna dziewczyno o miedzianych włosach i pięknych oczach, która ma dzisiaj chyba wyjątkowo słaby humor- powiedział.
 Uchylił jedną powiekę i kątem oka zauważył jej lekki uśmiech.
-Elena- odparła po chwili. 
 Vasco w myślach przybił sobie piątkę. 
 Każda dziewczyna w końcu ulegała. Jakoś nigdy nie miewał z tym problemu. Większość z jego szkolnych koleżanek go lubiła, więc często rozmawiał z nimi na różne tematy, odkrywając tą płeć w każdym możliwym zakresie. Zwykle wiedza ta była bardzo pomocna.
 Elena chyba planowała powiedzieć coś niezbyt złośliwego, ale pewnie się rozmyśliła, bo na jej usta wszedł sztuczny uśmiech. Odwróciła się do Vasco. 
-To ile już dziewczyn na to wyrwałeś, Messi? Więcej niż na ten swój motorek?- jej głos był uderzająco pewny. 
-Eee- zdążył jedynie wymruczeć w osłupieniu, bo dziewczyna wcisnęła swoje papiery do torby, zarzuciła ją na ramię i wstała z ławki, zasłaniając mu światło słoneczne.
-Albo wiesz? Nie odpowiadaj. Wątpię, że naprawdę umiesz do tylu liczyć- powiedziała, odwróciła się i już po chwili przecinała plac przed budynkiem, wystukując obcasami równy rytm. Jej kwiecista sukienka lekko powiewała na jeiennym wietrze, a Vasco przez następne parę minut zastanawiał się czy został obrażony czy skomplementowany. 
_________________________________________________________


Jest II. Mi się całkiem podoba.
Dziękuję za ten jeden, samotny komentarz pod I. 
Mam pomysł, żeby założyć stronę na fb, związaną z blogiem. Hmm?
Vasco. Kocham. Go.
Do następnego :3
Buziaki :* ♥

 

piątek, 2 października 2015

I

 Zaraz po zakończonym treningu, Leo przyspieszonym marszem udał się do sekretariatu, by wpłacić karę finansową. Szybko załatwił sprawę z jedną z asystentek Enrique, po czym, mijając na korytarzach niezrozumiałe spojrzenia pracowników biura Barcy, zbiegł schodami na podziemny parking. Stamtąd z piskiem opon ruszył w stronę centrum miasta, do mieszkania Vasco, łamiąc przy tym co najmniej połowę zasad kodeksu drogowego. 
 Od kiedy Rodrigo wyjechał, młody Messi zrobił się wręcz nieznośny. Zawsze miał całkiem dobry kontakt z ojcem, więc Leo właściwie nie dziwił się, że zaszły w jego zachowaniu duże zmiany, od kiedy został sam. Kiedy Tina, matka Vasco, zostawiła ich, w momencie kiedy chłopak miał 11 lat, Rod i on nabrali do siebie dystansu. Vasco zrobił się bardzo samodzielny, a jego ojciec uciekł w pracę.
 Ale Leo wiecznie odnosił wrażenie, że obu im wyszło to na dobre. 
 To nie zmieniało jednak faktu, że jego bratanek bardzo się zmienił. Nie minął nawet miesiąc od wyjazdu jego Rodrigo, a on z inteligentnego, uzdolnionego ucznia jednego z najlepszych prywatnych liceów w Barcelonie stał się...no właśnie.
 Kim się stał?
 Messi często odnosił wrażenie, że Vasco wcale tak bardzo nie zaskoczył wszystkich swoją zmianą. A przynajmniej na pewno nie samego siebie. Większość jego otoczenia chyba spodziewała się takiego obrotu spraw. 
 Vasco więc codziennie odwiedzał nowy klub, upijał się do nieprzytomności i dzwonił, żeby ukochany braciszek jego tatusia znalazł go gdzieś w najciemniejszych otchłaniach miasta i zabrał do domu.
 Leo już sobie wyobrażał nagłówki wszystkich gazet, kiedy już jakiś fotoreporter zrobi mu zdjęcie. 
 "Gwiazda futbolu gościem barcelońskiego klubu go go"
 Otwarcie przyznawał, że ma już tego dość i jest kilka innych ważniejszych spraw, którymi powinien się zająć. 
 Vasco był już dorosły i z logiki wynika, że wyrósł z opiekunek jakie od dzieciństwa zapewniał mu Rodrigo. Nic bardziej mylnego. Teraz potrzebował ich chyba bardziej niż kiedykolwiek. 
 Messi wysiał z samochodu i biegiem ruszył do mieszkania swojego bratanka.
 Czwarte piętro.
 Zepsuta winda.
 Kiedy Leo dopadł do odpowiednich drzwi, okazało się, że były otwarte. Lekko przerażony wszedł do środka i spostrzegł, że Vasco jest dokładnie tam, gdzie piłkarz go rano zostawił.
 Pod ścianą.
 Obok wejścia.
 Nie miał czasu. 
 Chłopak spał w najlepsze, a z Messiego zeszło całe napięcie. Z ulgą zamknął za sobą drewniane drzwi mieszkania, po czym rozejrzał się po jego wnętrzu. Kwatera młodego o dziwo lśniła czystością. Leo przez chwilę zastanawiał się czy dlatego, że odziedziczył po Rodrigo pedantyzm czy była to sprawa sprzątaczki, ale było naprawdę...czysto. 
 Skoro rano Argentyńczyk zostawił mieszkanie otwarte, a Vasco spał tak mocno, że nawet to jak ktoś wparował z rozmachem do jego królestwa, nie było w stanie go obudzić, to równie dobrze ktoś mógł go okraść. Tak więc Messi upewnił się, że mieszkanie jest puste, czy wszystko wygląda mniej więcej tak, jak ostatnio, utwierdził się w przekonaniu, że jego bratanek jest pedantem, po czym opadł z ulgą na sofę w salonie. 
 Słońce powoli wpadało do pomieszczenia przez okno od południa, rozjaśniając całe mieszkanie i myśli Leo.
 To nie może tak wyglądać. 
 Nie mógł zarywać nocy i treningów, żeby zajmować się synem brata. On ma 19 lat. Nie jest przecież dzieckiem. 
 Spojrzał na Vasco.
 Jego przystojną, młodą twarz okalały czarne włosy i kilkudniowy zarost. Czarna, skórzana kurtka od ojca już dawno skończyła lata swojej świetności, a buty z Adidasa też nie były w dobrym stanie. Messi nie miał pojęcia, dlaczego chłopak wciąż je nosił. 
 On był naprawdę specyficzny. 
 Zawsze jakoś trzymał się Leo, jako najmłodszego ze swoich wujków. Ale on sam nigdy go tak naprawdę nie rozgryzł. 
 Łączył w sobie wielki talent i inteligencję, ale chyba za bardzo nienawidził świata, żeby mu to wszystko pokazać. 
 A szkoda. Bo wszyscy by na tym skorzystali.
 Nagle Vasco chyba zaczęło przeszkadzać światło słoneczne, padające na jego twarz, bo skrzywił się i zaczął podnosić do siadu.
 Starszy Messi zdjął bluzę i wstał z sofy.
-Dzień dobry- mruknął i udał się do kuchni.
 Wyjął szklankę z szafki i nalał do niej możliwie najzimniejszej wody z kranu, po czym spokojnie wrócił do salonu. 
-Długo tu jesteś?- spytał zachrypniętym głosem chłopak, przecierając twarz dłońmi. 
 Leo podał mu szkło.
-Dopiero przyszedłem- odparł.
 Vasco spojrzał najpierw na naczynie, dopiero później na swojego wujka. Przez chwilę się wahał i w końcu wyciągnął dłoń. 
-Dzięki- wychrypiał, po czym upił łyk zimnej wody.
 Piłkarz podszedł do okna i skrzyżował ręce na piersi. Usłyszał, że chłopak wstał z podłogi, ściągnął buty i kurtkę.
-Złożyłeś papiery na studia?- spytał, choć chyba jednak znał odpowiedź.
-Nie- uciął chłopak.
-Byłeś na uniwersytecie?-spytał ponownie. 
-Nie.
-Vasco, kiedy ty się ogarniesz?- tym razem pytanie Leo było raczej retoryczne. Odwrócił się do bratanka, który właśnie rozkładał się na sofie, i dodał- To, że twój ojciec wyjechał sobie kurwa do Japonii, bo zechciało mu się robić karierę, to nie znaczy, że możesz tutaj robić, co ci się podoba! 
 On w odpowiedzi tylko wywrócił oczami i ułożył się wygodniej. Piłkarz, widząc jego spokój, zacisnął pięści i zdenerwował się jeszcze bardziej. 
-Ostatni raz przywiozłem cię z klubu. Mam dość opuszczania treningów, nieprzespanych nocy, szukania cię po całej Barcelonie i budzenia Thiago, kiedy wychodzę z domu o drugiej nad ranem- powiedział Leo możliwie najspokojniej -Rób ze swoim życiem, co tylko chcesz, ale mnie w to nie wciągaj. Dzwonię do Rodrigo, niech on cię ustawia, ja mam własnego syna i drugiego w drodze.
-Nie!- krzyknął nagle Vasco i podniósł się z sofy.
 Leo uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że na samo wspomnienie o ojcu, chłopak zmieni zachowanie.
-Nie będziesz musiał mnie już tutaj przywozić- powiedział, choć ton jego głosu wciąż był arogancki.
-A co ze studiami?- spytał piłkarz, nie odpuszczając.
-Pójdę na studia. STUDIA. Prawnicze- warknął, nabierając typowej pewności siebie, po czym zacisnął usta w wąską linię i odwrócił wzrok. 
-Vas...- zaczął spokojnie starszy Messi, czując, że wchodzi na drażliwy temat.
-Studia, Leo. Nie żadna La Masia- powiedział chłodno i po chwili dodał -Idź już. Poradzę sobie.
 Piłkarz zawahał się przez chwilę, ale widząc upór na jego twarzy, wziął swoją bluzę i wyszedł z mieszkania bez słowa.
 I tu pojawiał się zasadniczy problem z Vasco.
 Najbardziej utalentowany chłopak, jakiego La Pulga znał, chciał iść na studia prawnicze zamiast grać w piłkę. 
 _________________________________________________________

Boże, jaki długi *-*
No ale ja go lubię. Spokojnie, Vasco jeszcze będzie fajniejszy, obiecuję :D
Jak pewnie zauważyłyście, jest tu jedna zasadnicza różnica. Otóż w opowiadaniu jest koniec listopada, a Anto wciąż jest w ciąży. Taki mały szczegół, wspomnę o tym w następnym rozdziale.
Zapraszam do komentowania 
Buziaki :* ♥