poniedziałek, 30 listopada 2015

V

 Zanim ktokolwiek spróbował poprosić o zdjęcie lub autograf, Leo złapał Vasco za kurtkę i dosłownie wyciągnął go z klubu. Szybko przemierzył parking, nie słuchając jego sprzeciwów, po czym wsadził go do samochodu, sam usiadł za kierownicą i odjechał spod lokalu z piskiem opon.  
 -Zwariowałeś?!- krzyknął piłkarz, kiedy już dotarło do niego to, co się właśnie wydarzyło.
 Vasco zaczął się paranoicznie śmiać i zmieniać stacje radiowe. 
-Leo, to było całkiem zabawne- odparł chłopak, po czym włączył klimatyzację.
-Zabawne?!- Messi uniósł wysoko brwi, dodając gazu- Dla ciebie to było, kurwa, zabawne?! Ciekawe ilu z nich odwiedzi jutro redakcję Mundo Deportivo. 
 Dla piłkarza cała ty sytuacja była już przesadzona. A kiedy myślał, że w sumie gorzej już nie będzie, Vasco wypalił:
-Nie jedź pod moją kamienicę. 
 Leo uniósł brwi jeszcze wyżej, ale chłopak uprzedził jego pytanie. 
-Zgubiłem gdzieś klucze.
 Messi zamrugał kilka razy z niedowierzaniem i włączył szybką kalkulację wydarzeń. Nie mógł go zawieźć do żadnego hotelu- wzbudziłby zbyt dużą sensację i zainteresowanie. 
 Podczas gdy on gorączkowo szukał rozwiązania sytuacji, Vas znowu wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Nie uszło to uwadze Leo, który w ciągu kilku sekund wyrwał mu ją z dłoni i wyrzucił przez uchyloną szybę samochodu.
-Ej!- zaprotestował chłopak, marszcząc czoło.
-Tym samochodem jeździ dziecko- odparł spokojnym głosem starszy Messi i zmienił bieg. 
-No i?
-I kobieta w ciąży, debilu!- krzyknął i spojrzał na niego zdziwiony- Vas, od kiedy nie masz mózgu, co? Wydaje mi się, że jak ostatnio sprawdzałem, to jeszcze był na swoim miejscu.
 Chłopak wywrócił oczami i zaczął się bawić zawieszką od kluczy Leo, w postaci herbu Barcelony.
-Możesz przestać?- spytał piłkarz, nie dając po sobie poznać, jak bardzo jest zły.
-Boże, nic mi nie wolno!- jęknął Vasco i zrobił minę obrażonego chłopca. 
-Przyzwyczajaj się, dzisiaj śpisz u mnie- odparł Leo, kierując samochód w stronę swojej dzielnicy.
-Naprawdę?!- krzyknął entuzjastycznie dziewiętnastolatek- A dasz mi jakąś piżamkę?
 Starszy Messi pokręcił głową i westchnął głeboko. Już wiedział, że to będzie kilka najdłuższych godzin w całym jego życiu. 

~*~ 

 Kiedy Leo podjechał pod dom, było po 6. 
 Vas akurat zaczął coś śpiewać, ale zanim wysiedli z samochodu, napastnik Barcelony skutecznie go uciszył, po czym przykazał iść grzecznie do domu i nie hałasować w drodze do pokoju gościnnego. 
 Chłopak posłusznie wykonał większość zadań, czując się jak superbohater, który dostał misję ocalenia świata, ale na jego nieszczęście wpadł na Antonellę już w salonie.
 Leo, który szedł tuż za nim, od razu spróbował opanować sytuację.
-Kochanie, młody prześpi się dzisiaj u nas. Zgubił klucze do mieszkania, a ja nie chciałem go wieźć do żadnego hotelu- powiedział szybko i dosłownie wepchnął bratanka na schody, nie czekając na reakcję dziewczyny. 
 Zaprowadził Vasco do pokoju gościnnego, a ten od razu padł na łóżko, zanim jeszcze Leo zdążył przynieść mu jakąkolwiek koszulkę czy spodnie do spania. Starszy Messi popatrzył na niego i lekko przechylił głowę
 Ten młody krok po kroku niszczył sobie życie. Upijał się do nieprzytomności, zrezygnował ze swoich marzeń, a teraz wciskał wszystkim wkoło, że studia prawnicze to szczyt jego ambicji. A Leo stał z boku i nie dość, że nic z tym nie robił, to jeszcze stwarzał mu korzystne warunki do autodestrukcji
 Westchnął głęboko i ruszył powoli na dół. Udał się do kuchni, gdzie przy wysepce siedziała Anto. Piła herbatę i przeglądała jakąś gazetę.
 Nie do końca wiedział, czy powinien się teraz odezwać. Tak więc wyjął z jednej z szafek szklankę, nalał do niej zimnej wody, po czym wrzucił do niej plasterek świeżej cytryny i tabletkę na ból głowy.
 Oparł się o blat kuchenny i spojrzał ukradkiem na Antonellę, lekko mieszając przygotowany przez siebie, leczniczy napój.
 Była zła. 
 Widział to w jej mechanicznych ruchach i pustym spojrzeniu. Mimo tego nie odzywała się i nadal w milczeniu przewracała strony gazety.
-An...- zaczął cicho
-Nie, nie rozmawiajmy o tym teraz- odparła chłodno i wstała z krzesła.
-Proszę- dodał, woląc jej krzyk niż tą obojętność. 
-Idę wziąć prysznic, Thiago pewnie zaraz wstanie- ucięła i, nie posyłając mu ani jednego spojrzenia, udała się na piętro. 
 Messi westchnął ęboko i przymknął powieki. Nie mógł się tak zachowywać. I nie mógł zostawić Vasco, kiedy ten ewidentnie potrzebował pomocy. Pokręcił bezsilnie głową i ruszył do pokoju gościnnego.
 Jego bratanek nie spał. Leżał na łóżku i z zainteresowaniem wpatrywał się w sufit. Leo podszedł do niego, usiadł na krańcu materaca i podał Vasco szklankę. 
-Wypij. Zmniejszy kaca- wyjaśnił, widząc marszczące się brwi chłopaka. 
 On z kolei wziął naczynie do ręki i uważnie przyjrzał się jego zawartości. 
-Czy to nie fascynujące, że na każdym razem, gdy chce mi się pić, ty jesteś w pobliżu?- powiedział całkiem poważnie i upił łyk wody.
-Raczej frustrujące- mruknął piłkarz i przetarł dłonią zmęczone oczy.             
-Leo?
-Tak?
-A mój motor?- spytał Vasco, po czym całkowicie opróżnił szklankę. 
 Na śmierć o nim zapomniał.
-Zajmę się tym- uspokoił go, widząc coraz bardziej mętne spojrzenie bratanka. 
-Dzięki, tato- odparł chłopak i obrócił się na drugi bok. Po krótkiej chwili zasnął.
 A Leo, pomimo zmęczenia, siedział w bezruchu na krańcu łóżka, oniemiały jeszcze przez długą chwilę. 
 Dzięki, tato.
 Dzięki.
 Tato. 
 Zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na młodszego Messiego, który zapadał w coraz głębszy sen. 
 Syn jego brata. Jego rodzina.
 Vasco.
 Wiedział już, że nie może mu odmówić pomocy. Przez chwilę jeszcze siedział w pokoju gościnnym, po czym stwierdził, że musi się zająć motorem swojego bratanka. 
______________________________________________________________

Ta dam! 
Jest. Późno, wiem. Ale tak wyszło, przepraszam was bardzo.
Zapraszam do komentowania i promowania swoich opowiadań :3
Buziaki :* ♥