środa, 9 grudnia 2015

VI

-Leo...- kobiecy głos wyrwał go z płytkiego snu.
 Messi mruknął cicho i poprawił poduszkę, wygodniej układając głowę.
-Leo. 
 Piłkarz lekko skrzywił się i obrócił niechętnie na drugi bok, próbując wrócić do pięknych marzeń, w których strzelał kolejne bramki Realowi. 
-No tato! 
 Powoli otworzył oczy. Tuż obok łóżka, na wysokości jego wzroku, stał uśmiechnięty od ucha do ucha Thiago. Na materacu, trochę dalej, siedziała Antonella.
-Tak, synu?- spytał, przecierając powieki. Podparł się na łokciu i spojrzał na chłopca z szerokim, ale zaspanym uśmiechem. 
-Dzisiaj mecz!- krzyknął wesoło trzylatek i zaczął podskakiwać w miejscu. 
 Leo przeniósł wzrok na Anto.
-Z Deportivo. O 20. Wstawaj, już późno- powiedziała chłodno, uciekając od spojrzenia piłkarza. Wstała ciężko z łóżka i wyszła z sypialni. 
 Messi odprowadził ją smutnym wzrokiem. Wciąż zachowywała się tak obojętnie. Wcale nie była zła i on dobrze o tym wiedział, ale to, co robiła, nie miało żadnego sensu, a tylko całkowicie niszczyło mu humor. 
-Tato, czy mama jest zła?- spytał po chwili Thiago, lekko sepleniąc. Z jego radości i uśmiechu pozostały tylko małe iskierki w oczach. Jego syn też wiedział, że coś jest nie tak. 
 Messi zawahał się tylko przez kilka sekund, po czym znowu uśmiechnął się szeroko. 
-Nie. Jest po prostu zmęczona, wiesz? Twój brat daje jej nieźle popalić- odparł po krótkim zastanowieniu, po czym odkrył skrawek kołdry- Chodź tu do mnie jeszcze na chwilę. 
 Thiago wdrapał się na łóżko i wtulił w Leo.
 Brakowało mu takich chwil. Brakowało mu czasu na bycie z nim, z Anto. Zawsze miał go niewiele, ale ostatnio zmniejszał się on prawie do zera. Najpiękniejszy czas mu po prostu uciekał. A najgorsze było to, że dzień za dniem, miesiąc za miesiącem- wszystko przelewało mu się przez palce i nie mógł nic z tym zrobić. Żałował, że opuszcza go tak wiele ważnych momentów z życia jego rodziny. 
 Mocniej przytulił do siebie syna.
-Uroczo. Mogę się przyłączyć?
 Leo odwrócił głowę i w wejściu do sypialni zobaczył Vasco. Wyglądał lepiej, niż kiedy od niego wychodził. Widocznie wziął prysznic i dostał od Antonelli ubrania, bo był w koszulce La Pulgi, którą dostał kiedyś od Rodrigo. Ciekawe czy to przypadek, czy An zrobiła to umyślnie.
-Vasco!- krzyknął wesoło Thiago, wyskakując spod kołdry. Zsunął się z łóżka i podbiegł do chłopaka, który od razu wziął go na ręce. 
-Lepiej się czujesz?- spytał Leo, a przez głowę przemknęła mu myśl, że jeżeli w jego sypialni zaczyna panować półmrok, to powinien już szykować się do wyjścia.
-O wiele. I znalazłem klucze- odparł z uśmiechem jego bratanek. 
-Vas, co jemy dzisiaj na kolację?- spytał nagle Thiago, wodząc małymi paluszkami do tatuażu na jego ramieniu, w kształcie witraży Sagrady Familii, łudząco podobnych do tych Leo. 
- A co serwujesz? 
-Hmm, może kisiel. Truskawkowy- zaproponował chłopiec.
-No i dobra. Tacie też zrobimy, co?- odparł Vasco, na co Thiago energicznie pokiwał głową. Dziewiętnastolatek spojrzał na Leo i dodał- A ty wstawaj, mecz o 20.
 I po chwili on i chłopiec udali się do kuchni, dyskutując żywo na temat kolacji i meczu, na który syn Messiego oczywiście także się wybierał. 
 Piłkarz przez chwilę przysłuchiwał się ich rozmowie, po czym opadł na poduszkę. Nie wierzył, że tego dnia będzie zdolny do czegokolwiek. 

                                                                    ~*~

 Leo spokojnym krokiem wszedł do szatni. Zbił kilka piątek z obecnymi jeszcze w szatni kolegami, którzy nie wyszli na rozgrzewkę, po czym udał się do swojej szafki. Otworzył ją, po czym rozpiął suwak torby i zaczął się przebierać. 
 Próbował za wszelką cenę skupić swoje myśli na meczu. 
 Vasco, Thiago i Antonella mieli być w sali VIP. Jego syn zawsze był bardzo podekscytowany, kiedy An zabierała go na mecze. Chyba lubił piłkę. I Camp Nou. I Davi'ego, syna Neymara, z którym spędzał praktycznie całe mecze, wspólnie szukając na boisku swoich rodziców. 
 Jak myśl o chłopcu napawała go optymizmem, tak samo wyobrażenie obojętnego, chłodnego spojrzenia Anto sprawiało, że całe jego skupienie, cały jego zdrowy rozsądek- gdzieś ulatywały. 
 Nadal go odrzucała. 
 W domu, w drodze na stadion raczej nie szukała z nim kontaktu, a wręcz go unikała. Jego dotyku, wzroku, w pewnym momencie nawet przestała odpowiadać na jego pytania. 
-Ej, a ty co taki jakiś sztywny? 
 Leo spojrzał w bok i jego wzrok zawisł na Neymarze, który właśnie dopadł z uśmiechem do drzwiczek swojej szafki i w pośpiechu zaczął się przebierać. 
 Argentyńczyk wrócił do wiązania sznurówek.
-Musimy się dzisiaj najebać- powiedział całkiem spokojnie Messi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Co musimy?- wyrwał się nagle Pique, z do połowy założoną koszulką. 
 Neyamr uśmiechnął się szeroko.
-Jak wygramy- odparł, po czym zamknął szafkę, usiadł obok Messiego i również zaczął zakładać buty. 
-Jak przegramy też- powiedział szybko La Pulga, nie podnosząc wzroku na kolegę.
-Podoba mi się twoje podejście, Leo!- krzyknął Alba, gdzieś z głębi pomieszczenia. 
 Neymar wyprostował się i spojrzał na  Argentyńczyka ze zmarszczonym czołem.
-A co ty taki wkurwiony? Co ci na tej konferencji nagadali?- spytał podejrzliwie. 
Messi podniósł na niego przerażone spojrzenie. 
-Jakiej konferencji?- spytał prawie bezgłośnie.
-No miałeś iść dzisiaj na konferencję z Enrique. Obiecałeś mu jak się spóźniłeś w środę- powiedział niepewnie Brazylijczyk i wymienił spojrzenie z Pique, który stał tuż za Leo, po czym dodał- Nie? 
-Boże, zapomniałem- odparł La Pulga i pacnął się otwartą dłonią w czoło. Po chwili dodał- Dzieki, stary- i pobiegł tunelem w stronę sali medialnej. 
 Niewiele myśląc, wpadł z rozpędem do środka. Ale sala była pusta. Kręcił się po niej tylko chłopak z ekipy sprzątającej. Miał założone słuchawki, ale kiedy tylko zauważył obecność piłkarza, szybko je ściągnął i przerwał zbieranie kubeczków jednorazowych.
-Już się skończyła?- spytał Messi, jednak bardziej do siebie, niż do niego. 
-Konferencja? Jakieś 10 minut temu- odparł chłopak, z fascynacją wpatrując się w Leo, który zaklął pod nosem i westchnął głęboko- Mogę prosić o autograf? 
-Jak mnie trener nie zabije, to ci dam nawet koszulkę- wypalił bez zastanowienia Leo i wyszedł z sali. 
 Udał się na płytę boiska. Stadion był prawie pełny. Wszędzie powiewały katalońskie flagi, a na przeciwnej trybunie Messi zauważył kilka większych transparentów z motywującymi napisami. 
 On jednak szybko zmierzał w stronę ławki rezerwowych, przy której stał Enrique. Jak zwykle nienagannie elegancki dyskutował o czymś z jednym z fizjoterapeutów, wskazując następne pozycje w swoich dokumentach. Kiedy jednak zauważył zmierzającego w jego stronę Leo, odprawił lekarza. 
-Trenerze...-zaczął Messi. 
 Ale Luis, jakby nie zwracając uwagi na to, że jego podopieczny w ogóle się odezwał, podał mu z ławki koszulkę rezerwowego. 
-Dzisiaj siedzisz.
 Argentyńczyk szerzej otworzył oczy, nie wierząc w to, co słyszy. Obiecał mu tę konferencję. To prawda. Ale to nie był powód, żeby sadzać go na ławce, kiedy jedynym dostępnym napastnikiem był Munir, bo Sandro złapał kontuzję w Niemczech, w meczu Ligi Mistrzów. 
-Ale...to przecież...
-Siedzisz, Leo- warknął Lucho, z na tyle łagodną miną, żeby żaden z fotografów nie wyłapał zgrzytu między trenerem a najlepszym piłkarzem Barcy. 
 Ale Messi to wyłapał. I już wiedział, że nie chodzi o żadną konferencję. 
 Wziął od Enrique koszulkę, naciągnął ją na siebie i z zaciśniętymi zębami usiadł w drugim rzędzie skórzanych foteli, możliwie najbardziej ukryty przed operatorami kamer. 
_________________________________________________________________

No ja wiem, wszystko niszczę. 
Ale ok, będzie dobrze.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, to wiele dla mnie znaczy ♥ 
Buziaki :* 

1 komentarz:

  1. No to się porobiło! Leo nabroił.
    Scena z Thiago była przekochana, naprawdę! A Anto powinna trochę odpuścić... Co jak co, ale przecież Leo chciał dobrze. Niekoniecznie wyszło tak dla wszystkich, ale powinna go wspierać.
    Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń