listopad 2015
Leo nagle poczuł się ca najmniej dziwnie.
Trener patrzył na niego tym swoim wyczekującym, przenikliwym spojrzeniem , a on po raz kolejny nie miał na swoje zachowanie żadnego usprawiedliwienia. Gorączkowo więc próbował wymyślić coś na poczekaniu.
-No i co my teraz zrobimy?-spytał poważnie Luis, krzyżując ręce na piersi. Teraz już na pewno nie żartował i nie miał zamiaru odpuścić.
-Oj no, trenerze. To tylko pięć minut- odparł Messi, uśmiechając się szeroko z nadzieją, że i tym razem jego optymizm i dobry humor odprawią swoje czary i Enrique nie będzie się zbytnio czepiał na spóźnienie.
Tuż obok nich przez korytarz przeszło dwóch fizjoterapeutów. Filipe i jakiś nowy, który odbywał staż. W Barcelonie. Jakiś mały szczęściarz urodzony pod dobrym nazwiskiem, bo Leo nie wierzył, że dzieciak po studiach może być na tyle zdolny by dostać staż w najlepszym klubie w kraju.
Obaj mężczyźni przywitali się krótko i, dyskutując żywo na temat rekonwalescencji ter Stegena, który przywalił ręką w słupek, udali się na płytę boiska treningowego. Na którym zresztą pewnie była już cała drużyna. I sztab.
Cholera.
-Tak. Masz rację. Tylko pięć minut. I tylko piętnaście karnych kółek, kasę wpłacisz w sekretariacie- dokończył już z naganą w głosie.
-Dziękuję- odparł z ulgą Leo, zadowolony, że i tym razem skończyło się na delikatnej karze finansowej i karnych kółkach. Jego spóźnienie wyjdzie na dobre chociaż fundacji charytatywnej.
-Idź już. I każ im się rozgrzać. Ja muszę jeszcze do biura na chwilę.
Messi kiwnął porozumiewawczo głową i szybkim krokiem ruszył na boisko, przemierzając korytarz i kilka schodków.
Od razu jego twarz uderzyła fala rześkiego powietrza. Zaciągnął się nim i ,trochę bardziej rozbudzony, rozejrzał się po obiekcie treningowym.
Cała drużyna rozgrzewała się jak chciała. Jeżeli w ogóle chciała.
Przy bramce Leo odnalazł bujną czuprynę na dwumetrowym manekinie, więc bez dłuższego zastanowienia ruszył w jego stronę.
-Witamy pana Lionela!- krzyknął Dani, który leżał brzuchem na murawie i machał stopami we wszystkie strony.
Przechodząc obok niego, Leo nadepnął mu korkami na tyłek i uśmiechnął się tryumfalnie, słysząc przeraźliwy krzyk Brazylijczyka.
-Eeeeej!- Alves od razu zaczął rozmasowywać bolące pośladki.
-Masz szczęście, że kamerzysty nie ma. Wstawaj. Lucho kazał się rozgrzać- rzucił Leo, nawet się do niego nie odwracając.
-Pierdolenie- mruknął Dani, odwrócił się na plecy i dodał coś jeszcze, równie niecenzuralnego, czego Messi już jednak nie słyszał i czego nawet nie chciał słyszeć.
Idąc pod bramkę, głęboko wciągał powietrze w płuca. Było ono wyjątkowo ciepłe jak na typowy listopadowy poranek w Barcelonie.
Jesień definitywnie się jednak kończyła. Leo zmrużył lekko oczy, spoglądając na słońce. Choć świeciło tego dnia dość intensywnie, wiał chłodny wiatr, który przedzierał się przez jego dres. Zapowiadała się mroźna zima, nawet jak na stolicę Katalonii.
Zanim doszedł do celu, trząsł się już z zimna jak galaretka.
-Siema- rzucił do grupy kolegów po czym przywitał się po kolei z Pique, Iniestą i Bravo.
-A ty co tak długo się z Antonellą żegnałeś?- spytał Gerard i znacząco poruszył brwiami.
Leo posłał mu uśmiech małego zboczeńca, po czym gestem głowy wskazał na Alvesa, który próbował robić brzuszki.
Próbował.
-Nie tak długo jak Dani z lodówką- odparł na uwagę kolegi, a Claudio i Andres prychnęli stłumionym śmiechem.
Nagle Messi zauważył, że kogoś ominął.
Oparł się o słupek bramki i zagadnął Geri'ego zniżonym głosem.
-A on co tak napieprza te pompki?- spytał, spoglądając na Neymara, który kilka metrów dalej wykonywał ćwiczenia.
Pique spojrzał na Brazylijczyka i odparł już całkiem poważnie, ale trochę znużonym głosem.
-Znowu się pokłócił z ojcem.
Leo przez chwilę przyglądał się jak Ney z kroplami potu na skroniach podnosi się i opada, lekko już dysząc.
-No tak- mruknął i powoli zabrał się do biegania karnych kółek.
Typowa sytuacja.
Typowy poranek.
Typowy trening.
Wkurwiony Lucho, Neymar po kłótni z ojcem, zapach trawy w powietrzu, rozhahany, gruby Dani, zaspany Pique, który nie może znaleźć opiekunki dla Sashy i Milana, Bravo w trakcie rozwodu, Andres po kolejnej wizycie u lekarza z Valerią.
Każdy ze swoim małym lub większym problemem.
I Leo.
Który jak debil biegał karne kółka, bo już trzeci raz w tym tygodniu jeździł całą noc po Barcelonie, poszukując zalanego w trupa bratanka.
______________________________________________________________________
Śmiem twierdzić, że domyślacie się kto jest owym bratankiem :D
A jeżeli jednak nie, musicie poczekać jeszcze na 1 rozdział, który ukaże się pewnie dopiero w następnym tygodniu, bo w tym wraca moja ukochana siostra, której nie widziałam 3 miesiące i umieram ;-; Z tego miejsca pozdro dla Madzi.
Proszę o komentarze lub udział w ankiecie (lub jedno i drugie :D )
Buziaki :* ♥