-Zwariowałeś?!- krzyknął piłkarz, kiedy już dotarło do niego to, co się właśnie wydarzyło.
Vasco zaczął się paranoicznie śmiać i zmieniać stacje radiowe.
-Leo, to było całkiem zabawne- odparł chłopak, po czym włączył klimatyzację.
-Zabawne?!- Messi uniósł wysoko brwi, dodając gazu- Dla ciebie to było, kurwa, zabawne?! Ciekawe ilu z nich odwiedzi jutro redakcję Mundo Deportivo.
Dla piłkarza cała ty sytuacja była już przesadzona. A kiedy myślał, że w sumie gorzej już nie będzie, Vasco wypalił:
-Nie jedź pod moją kamienicę.
Leo uniósł brwi jeszcze wyżej, ale chłopak uprzedził jego pytanie.
-Zgubiłem gdzieś klucze.
Messi zamrugał kilka razy z niedowierzaniem i włączył szybką kalkulację wydarzeń. Nie mógł go zawieźć do żadnego hotelu- wzbudziłby zbyt dużą sensację i zainteresowanie.
Podczas gdy on gorączkowo szukał rozwiązania sytuacji, Vas znowu wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Nie uszło to uwadze Leo, który w ciągu kilku sekund wyrwał mu ją z dłoni i wyrzucił przez uchyloną szybę samochodu.
-Ej!- zaprotestował chłopak, marszcząc czoło.
-Tym samochodem jeździ dziecko- odparł spokojnym głosem starszy Messi i zmienił bieg.
-No i?
-I kobieta w ciąży, debilu!- krzyknął i spojrzał na niego zdziwiony- Vas, od kiedy nie masz mózgu, co? Wydaje mi się, że jak ostatnio sprawdzałem, to jeszcze był na swoim miejscu.
Chłopak wywrócił oczami i zaczął się bawić zawieszką od kluczy Leo, w postaci herbu Barcelony.
-Możesz przestać?- spytał piłkarz, nie dając po sobie poznać, jak bardzo jest zły.
-Boże, nic mi nie wolno!- jęknął Vasco i zrobił minę obrażonego chłopca.
-Przyzwyczajaj się, dzisiaj śpisz u mnie- odparł Leo, kierując samochód w stronę swojej dzielnicy.
-Naprawdę?!- krzyknął entuzjastycznie dziewiętnastolatek- A dasz mi jakąś piżamkę?
Starszy Messi pokręcił głową i westchnął głeboko. Już wiedział, że to będzie kilka najdłuższych godzin w całym jego życiu.
~*~
Kiedy Leo podjechał pod dom, było po 6.
Vas akurat zaczął coś śpiewać, ale zanim wysiedli z samochodu, napastnik Barcelony skutecznie go uciszył, po czym przykazał iść grzecznie do domu i nie hałasować w drodze do pokoju gościnnego.
Chłopak posłusznie wykonał większość zadań, czując się jak superbohater, który dostał misję ocalenia świata, ale na jego nieszczęście wpadł na Antonellę już w salonie.
Leo, który szedł tuż za nim, od razu spróbował opanować sytuację.
-Kochanie, młody prześpi się dzisiaj u nas. Zgubił klucze do mieszkania, a ja nie chciałem go wieźć do żadnego hotelu- powiedział szybko i dosłownie wepchnął bratanka na schody, nie czekając na reakcję dziewczyny.
Zaprowadził Vasco do pokoju gościnnego, a ten od razu padł na łóżko, zanim jeszcze Leo zdążył przynieść mu jakąkolwiek koszulkę czy spodnie do spania. Starszy Messi popatrzył na niego i lekko przechylił głowę.
Ten młody krok po kroku niszczył sobie życie. Upijał się do nieprzytomności, zrezygnował ze swoich marzeń, a teraz wciskał wszystkim wkoło, że studia prawnicze to szczyt jego ambicji. A Leo stał z boku i nie dość, że nic z tym nie robił, to jeszcze stwarzał mu korzystne warunki do autodestrukcji.
Westchnął głęboko i ruszył powoli na dół. Udał się do kuchni, gdzie przy wysepce siedziała Anto. Piła herbatę i przeglądała jakąś gazetę.
Nie do końca wiedział, czy powinien się teraz odezwać. Tak więc wyjął z jednej z szafek szklankę, nalał do niej zimnej wody, po czym wrzucił do niej plasterek świeżej cytryny i tabletkę na ból głowy.
Oparł się o blat kuchenny i spojrzał ukradkiem na Antonellę, lekko mieszając przygotowany przez siebie, leczniczy napój.
Była zła.
Widział to w jej mechanicznych ruchach i pustym spojrzeniu. Mimo tego nie odzywała się i nadal w milczeniu przewracała strony gazety.
-An...- zaczął cicho.
-Nie, nie rozmawiajmy o tym teraz- odparła chłodno i wstała z krzesła.
-Proszę- dodał, woląc jej krzyk niż tą obojętność.
-Idę wziąć prysznic, Thiago pewnie zaraz wstanie- ucięła i, nie posyłając mu ani jednego spojrzenia, udała się na piętro.
Messi westchnął głęboko i przymknął powieki. Nie mógł się tak zachowywać. I nie mógł zostawić Vasco, kiedy ten ewidentnie potrzebował pomocy. Pokręcił bezsilnie głową i ruszył do pokoju gościnnego.
Jego bratanek nie spał. Leżał na łóżku i z zainteresowaniem wpatrywał się w sufit. Leo podszedł do niego, usiadł na krańcu materaca i podał Vasco szklankę.
-Wypij. Zmniejszy kaca- wyjaśnił, widząc marszczące się brwi chłopaka.
On z kolei wziął naczynie do ręki i uważnie przyjrzał się jego zawartości.
-Czy to nie fascynujące, że na każdym razem, gdy chce mi się pić, ty jesteś w pobliżu?- powiedział całkiem poważnie i upił łyk wody.
-Raczej frustrujące- mruknął piłkarz i przetarł dłonią zmęczone oczy.
-Leo?
-Tak?
-A mój motor?- spytał Vasco, po czym całkowicie opróżnił szklankę.
Na śmierć o nim zapomniał.
-Zajmę się tym- uspokoił go, widząc coraz bardziej mętne spojrzenie bratanka.
-Dzięki, tato- odparł chłopak i obrócił się na drugi bok. Po krótkiej chwili zasnął.
A Leo, pomimo zmęczenia, siedział w bezruchu na krańcu łóżka, oniemiały jeszcze przez długą chwilę.
Dzięki, tato.
Dzięki.
Tato.
Zamrugał kilkakrotnie i spojrzał na młodszego Messiego, który zapadał w coraz głębszy sen.
Syn jego brata. Jego rodzina.
Vasco.
Wiedział już, że nie może mu odmówić pomocy. Przez chwilę jeszcze siedział w pokoju gościnnym, po czym stwierdził, że musi się zająć motorem swojego bratanka.
______________________________________________________________
Ta dam!
Jest. Późno, wiem. Ale tak wyszło, przepraszam was bardzo.
Zapraszam do komentowania i promowania swoich opowiadań :3
Buziaki :* ♥