środa, 17 lutego 2016

XIII

 Vasco podjechał pod swoją kamienicę. Zostawił motor w małej części garażu, przypisanej do jego mieszkania, po czym, szczerze już zmęczony, wszedł na klatkę. Idąc na swoje piętro, przywitał się z wychodzącym na nocną zmianę sąsiadem i przeklinał w myślach techników, którzy dalej nie naprawili windy.
 Wciąż czuł się obolały. Chociaż w pewnym momencie nauczył się już poruszać tak, by nie wyczuwać za bardzo siniaków na żebrach, był już śpiący i znowu nawiedził go ból głowy. Wiedział, że skutki pobicia tak szybko go nie opuszczą. A te sine oko będzie go szpecić jeszcze przez kilka kolejnych dni. Od razu pomyślał, jaką wiarygodną historię wciśnie Leo. 
 Nagle przypomniał sobie o El Haddadim.
 Munir naprawdę miał go za poważnego przeciwnika. Sam Vasco był tym szczerze zaskoczony, bo kilka lat wcześniej wystarczająco został zniechęcony do jakiejkolwiek walki.
 Dochodząc na swoje piętro, wyjął z kieszeni klucze. Przekręcił je w zamku i wszedł do mrocznego mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i postanowił od razu zdjąć swoją szarą bluzę. Z lekkim grymasem na twarzy rozpiął suwak i ściągnął oba rękawy, po czym zawiesił ją na wieszaku przy wejściu. Ruszył przez ciemny salon w kierunku kuchni. 
 Nagle się zatrzymał. 
 Coś tu było nie tak. Jego mieszkanie zwykle pachniało zupełnie inaczej, niż w tamtej chwili. Jakby ktoś je porządnie wywietrzył, usuwając dym papierosowy, i jednocześnie wypryskał jakimś kwiatowym odświeżaczem powietrza. Vas przyłożył dłoń do ust, tak, by jego oddech stał się jak najmniej słyszalny. 
 Kiedy było już prawie idealnie cicho, chłopak zrozumiał, że teraz jedynym oddechem, jaki dochodził do jego uszu, na pewno nie był ten jego. Nie był sam.
 Jego serce zaczęło bić szybciej. 
—Spokojnie, Vas, to tylko ja— napięcie przerwał głos Leo. 
 Młodszy Messi odnalazł ręką na ścianie włącznik światła. Kiedy w salonie zrobiło się jasno, wzrok Vasco zatrzymał się na piłkarzu, który jak gdyby nigdy nic siedział spokojnie na fotelu. 
—Boże, nie masz co robić wieczorami, tylko ludzi straszysz?— spytał chłopak i westchnął głęboko, chcąc uspokoić oddech. 
 Leo nagle zmarszczył brwi. Wstał i szybkim krokiem podszedł do bratanka. Zanim ten zdążył cokolwiek dodać, starszy Messi złapał go za szczękę i obrócił jego twarz do światła, by lepiej przyjrzeć się siniakowi na kości jarzmowej. 
—Kto ci to zrobił?— zapytał stanowczo piłkarz
—Napadli mnie wczoraj pod kamienicą— odparł szybko Vasco, chcąc uniknąć możliwie jak największej ilości niewygodnych pytań. Leo puścił go, a chłopak spojrzał mu w oczy— Naprawdę. 
—Kto?— spytał ponownie wujek, krzyżując ręce na piersi. 
—Nie wiem, jacyś dresiarze— odpowiedział całkiem przekonująco. Ruszył do kuchni i nalał do szklanki trochę wody, po czym wyjął z jednej z szafek tabletki na ból głowy, który rozszalał się na dobre. Spojrzał na starszego Messiego i dodał— No spokojnie, nic mi nie jest. Mam tylko kilka siniaków i zabrali mi telefon. 
 Piłkarz patrzył na niego spod lekko przymrużonych powiek, kiedy popijał leki.
—Vasco, kto ci to zrobił?— spytał z uporem w głosie.
 Chłopak westchnął głęboko. Naprawdę nie chciał mu o tym wszystkim mówić. Prawdy o pożarze, prawdy o Munirze, z którym Leo przecież grał w jednej drużynie. Nie było szans, żeby mu uwierzył. 
 Ale nagle przypomniał sobie rozmowę z Eleną. On był nie tylko jego wujkiem. Był jego przyjacielem. Nie raz i nie dwa ratował mu tyłek. 
 Piłkarz uniósł brwi i wydawał się skłonny uwierzyć w słowa Vasa. Zgarnął z blatu swoje kluczyki, które widocznie zostawił na nim, kiedy tylko przyjechał, i odwrócił się od chłopaka.  — No dobrze, to chociaż zgłoś to na...
— Ten pożar, Leo... — zaczął cicho młodszy Messi. Widząc, jak jego wujek niepewnie z powrotem przenosi na niego zdziwiony wzrok, dodał trochę głośniej — To nie byłem ja. To nie ja podpaliłem wtedy samochód tego fizjoterapeuty. To był Munir. To — wskazał na swój policzek — też jego interes. 
 Piłkarz miał nieodgadniony wyraz twarzy. 
 Ale dla niego w jednej chwili wszystko stało się jasne. To, jak El Haddadi się czasami zachowywał, to, jak szybko po odejściu Vasco Munir zaczął zdobywać miejsce w coraz wyższych drużynach, to, jak jego bratanek opowiadał kiedyś o chłopaku z La Masii, który bardzo go nie lubi. Wszystko nagle zaczęło do siebie dziwnie pasować.
 Vasco wyjął z kieszeni swoją zapalniczkę i rzucił ją na blat, tak, że przesunęła się aż pod Leo. 
— Mam ją od kilku lat. Pamiętasz od kiedy dokładnie? Jest na niej data 1XI1995. Wiesz, co to za data, Leo. To jest jego zapalniczka. Debil, zostawił ją tam, kiedy podpalał samochód naszego nauczyciela, żeby później złożyć wszystko na mnie. Znalazłem ją przy tym samochodzie, kiedy został z niego tylko szkielet. Zostawił ją tam, rozumiesz?! — krzyknął Vas, a jego oczy zaszły łzami. Nie wiedział, czy ze wściekłości, czy z bólu.
— Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? — spytał cicho Leo, wbijając wzrok w cyfry, wygrawerowane na metalowej zapalniczce. Zrozumiał, że wszystkie elementy układanki, które nigdy do siebie nie pasowały, nagle ułożyły się w całość.
 Vasco pokręcił głową i wzruszył ramionami. 
— Sam nie wiem, nie miałem żadnych dowodów — odparł, tak samo jak w rozmowie z Eleną — Nie było żadnego powodu, dla którego miałbyś mi uwierzyć. 
— A to, twoim zdaniem, nie jest wystarczającym dowodem? — spytał Leo, patrząc z uniesionymi brwiami na zapalniczkę. Po chwili pokręcił głową i prychnął śmiechem, choć wcale nie wydawał się rozbawiony. — Jak mogłeś nikomu o tym nie powiedzieć?
— Odpuść, Leo. Proszę. Ja nie chcę żadnej zemsty — powiedział Vasco, widząc jak twarz jego wujka powoli się chmurzy. 
— Nie, nie, Vas. Ja często odpuszczam, ale na pewno nie teraz— odparł Leo. Mówił, jakby nic do niego nie docierało, ale zachowywał się tak, jakby myślał całkiem racjonalnie. Odwrócił się na pięcie, zgarnął z sofy swoją kurtkę i ruszył powoli do wyjścia — Zadzwonię! 
 Kiedy Leo wyszedł, Vas jeszcze przez chwilę nie mógł się ruszyć. Nie wiedział, co roiło się w głowie jego wujka. Bał się tylko, że coś głupiego. 


~*~ 

 Przez ostatnie minuty snu Leo męczyły straszne koszmary. W końcu, kiedy, w wyniku reakcji obronnej, jego mięśnie napięły się nienaturalnie, szybko odzyskał świadomość. Uchylił zmęczone powieki i spojrzał na zegarek obok łóżka.
 7:00.
 Westchnął głęboko i zsunął się z materaca. Spojrzał na Anto, która spokojnie spała po drugiej jego stronie, ledwie przykryta cienką kołdrą. Messi nasunął ją na ciążowy brzuch swojej ukochanej, po czym ruszył do pokoju syna. Kiedy, ku swojemu zdziwieniu, upewnił się, że Thiago jeszcze śpi, zszedł powoli na parter. 
 Przywitał się z grubszą kobietą po pięćdziesiątce- panią Angelą, która właśnie kończyła pracować w salonie, po czym opuściła dom Messich. Kiedy sprzątaczka wyszła, Leo odruchowo, wciąż bardzo zaspany, skierował kroki do kuchni, nastawił wodę na kawę, po czym rzucił za okno smętne spojrzenie. 
 W Barcelonie jesień królowała już na dobre. Ludzie ubierali się trochę cieplej, plaże trochę opustoszały, a liście na drzewach nagle wydały się trochę bledsze niż kiedyś. Tak, jakby wszystko na parę miesięcy miało się zatrzymać. Przeczekać ten dziwny czas, byle do wiosny. Leo czuł, że z nim jest dokładnie tak samo. 
 Na myśl o burzy, jaką miała wywołać w mediach informacja o jego zawieszeniu, wraz z Anto postanowili na kilka dni się od tego odciąć. Messi wyłączył telefon, założył w telewizorze blokadę na kanały sportowe i, choć wywołało to u niego niemal fizyczny ból, pozwolił Antonelli zamknąć jego pokój do ćwiczeń. 
 Leo przetarł twarz dłonią. To jakaś paranoja. Szaleństwo. Bronił się przed tym, co kochał. 
 Nie, Leo.
 Błąd.
 Sam sobie na to zasłużyłeś. Trzeba było bardziej ogarniać swoje życie.
 Pokręcił głową. Nie mógł się przecież nad sobą użalać. Musiał jak najszybciej wymyślić sposób, żeby przekonać Enrique do swojej odpowiedzialności. 
 Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Niewiele myśląc ruszył przez korytarz, by je otworzyć. Zawahał się dopiero, kiedy już trzymał dłoń na klamce.
 A jeżeli jakimś cudem dostał się tu dziennikarz, z milionem pytań o jego zawieszenie? Albo ojciec, od którego Leo nie odbierał telefonu? W każdym razie- ktoś, z kim Leo nie był pewien, czy chce da radę rozmawiać. 
 Trudno, będzie musiał sobie poradzić. Ubrany jedynie w koszulkę i dresy, w których spał, pewnie otworzył drzwi, gotowy do walki z czekającym za nimi złem. Nie spodziewał się jednak widoku brata.
—Rodrigo? Co ty tu robisz? 
_____________________________________________________________

Przybywam! 
Czekałyście na to długo, więc mam nadzieję, że was nie zawiodłam. 
Kocham, kocham, kocham!
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i proszę o więcej :3
Buziaki :* ♥

6 komentarzy:

  1. Najlepszy rodział! :)
    Pozdrawiam
    Ciepło i zapraszam
    www.vvbre.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ai! Nawet nie masz pojęcia, jak ja się cieszę, że Vasco wszystko powiedział wujkowi! I mam jakieś przeczucie, że Lio spróbuje sam (albo z lekką pomocą Mistera) załatwić sprawę z Munirem. Tak czy siak jestem pewna, że będzie ciekawie. ;)
    Och, uwielbiam ten rozdział! <3 Niecierpliwie czekam na kolejny, kochana. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedną moją zachciankę zaspokoiłaś - rozmowę Vasco z Leo, to teraz czekam także na drugą :D Niech Vas porozmawia z ojcem! Tak szczerze, szczerze!
    Teraz ta sprawa z Munirem musi się jakoś rozwiązać... Niech bydlak zapłaci za to co zrobił!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie na to czekałam. Ta rozmowa była potrzebna, bo bez niej dalej by się wszystko kręciło... takie błędne koło, a tak chociaż... Vasco ma szansę, by jeszcze wszystko wróciło na właściwy tor. Ba, Leo też ma szansę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoje opowiadanie jest bardzo wciągające!
    Munir to niezła szuja i mam nadzieję, że zapłaci za wszystkie złe rzeczy, które zrobił. Cieszy mnie to, że Vasco powiedział wszystko Leo, teraz niech jeszcze porozmawia z tatą.
    Czekam na kolejny rozdział i zostaje tu do końca. ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie lubiłam Munira, nawet tego prawdziwego, ale po Twoim opowiadaniu to już chyba zyska u mnie taki status, jak Pique i Neuer:)

    Szkoda mi Rodrigo. Szkoda mi Vasco. Szkoda mi Leo. Nie rozumiem, jak można tak zaniedbać własne dziecko i w pewnym nieświadomym sensie zrzucić je na barki własnemu bratu, ale jestem jeszcze młoda i nie wiadomo, czy ja sama (odpukać) czegoś podobnego przyszłości nie wywinę. Niemniej jednak liczę na to, że z Anto będzie wszystko w porządku i Leo w końcu jakoś sobie wszystko poukłada, a Rod zrozumie swoje głupie błędy:)

    Pozdrawiam i czekam na następny!
    Oraz zapraszam do siebie, dopiero zaczynam.

    suenos
    __________
    nagly-powrot-do-przeszlosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń