poniedziałek, 22 lutego 2016

XIV

 Rodrigo usiadł spokojnie na sofie, a Leo trochę podejrzanie mu się przyjrzał. 
 Po co przyjechał? Jego kontrakt miał się skończyć dopiero pod koniec 2017, a z tego co piłkarz wiedział, jego brat pracował w restauracji w ścisłym centrum Tokio jako szef kuchni, więc raczej nie mógł pozwolić sobie na tak nagły i niezapowiedziany wyjazd. Chyba, że ten wyjazd był planowany, a Leo o tym po prostu nie wiedział.
 Więc co? Vasco poskarżył się tatusiowi? 
 La Pulga opadł na fotel naprzeciwko Rodrigo. Skrzyżował ręce na piersi i zmrużył powieki. 
— Coś tu jest, cholera jasna, nie tak. Przyjeżdżasz bez uprzedzenia, dużo przed świętami, wpadasz do mojego domu o siódmej rano i- na dodatek- nie masz dla mnie żadnego jedzenia — powiedział śmiertelnie poważnie Leo.
 Rod prychnął śmiechem i podrapał się po brodzie.
— Owszem, coś tu jest nie tak — odparł, po czym spojrzał na młodszego brata z troską. — Ogólnie to zarezerwowałem lot, jak tylko się dowiedziałem o twoim zawieszeniu. 
 Piłkarz wywrócił oczami i wstał z fotela.
— Trzeba było tak od razu — powiedział całkiem olewczo i spokojnie ruszył do kuchni — To raczej definitywna sprawa.
 Niespiesznie zalał mocną kawę dla siebie i Rodrigo. Kiedy skończył, równie powoli wrócił do salonu z dwiema filiżankami aromatycznego napoju. Postawił przed bratem kawę w naczyniu z kolorowym napisem 'najlepszy tata na świecie'.
 Rodrigo uśmiechnął się szeroko. 
— Dzięki, Leo. Bardzo wymowne.
 Piłkarz odwzajemnił gest tylko po to, by zyskać chwilę do namysłu. Czy powinien mówić mu o Vasco? Czy powinien wspomnieć o imprezowaniu, piciu, wmieszaniu się w złe towarzystwo i problemach ze studiami? Może w ogóle nie powinien o nim mówić? 
— A Vas? 
— Co Vas? 
— Co u niego? — Rodrigo mówił bardzo poważnie, wbijając w Leo oczekujące spojrzenie. 
— Wydaje mi się, że wszystko ok — odparł możliwie najbardziej wymijająco. 
 Rodrigo pokiwał lekko głową.
— Wiesz może, czy zdecydował się na te studia prawnicze, o których mówił? 
 Leo zmarszczył delikatnie brwi. 
 W tej chwili nagle zrozumiał, jak szczerze współczuje Vasco. Mimo, że Rod był jego bratem i Leo kochał go całym sercem, widział jego błędy. Widział, jak źle postępuje ze swoim synem. Jak odpuścił jego wychowanie. Jak stracił w niego wiarę przez coś, czego nawet nie zrobił. 
 I jak wcześniej Leo zastanawiał się, czy powinien kryć bratanka, tak teraz był w zupełności pewien, że ktoś w końcu musi to zrobić.
— Tak, wspominał ostatnio, że czeka na jakieś oficjalne potwierdzenie. 
— Potwierdzenie? Dopiero? Przecież rok akademicki dawno się zaczął.
— Nie wiem, chodzi o jakąś późniejszą rekrutację, nie za bardzo ogarniam program edukacyjny — po raz kolejny wymijająco odpowiedział Leo i spokojnie upił łyk kawy. Korzystając z tego, że Rod nie zapytał o nic więcej, dodał — A co do mojego zawieszenia to nie ma się co tak martwić, do nowego roku wrócę do gry.
— O co poszło? 
— Dużo rzeczy się na to złożyło — powiedział spokojnie Leo i przez chwilę sam się nad tym zastanowił, wbijając nieobecny wzrok w płyn w swoim kubeczku — Po prostu miałem kilka innych spraw na głowie, przestałem się skupiać. 
— Przestało ci zależeć?
— Nie, przestałem się skupiać. To co innego — odparł chłodno, rzucając bratu karcące spojrzenie. 
 Jak mógł powiedzieć na głos, że przestało mu zależeć na czymś, co kochał? Jak mógł tak twierdzić? Jak to w ogóle mogło przejść mu przez myśl?
 Odwrócił wzrok i kiedy po chwili miał dodać coś równie oschłego, przerwał mu głośny krzyk. 
 Piłkarz wymienił z bratem przerażone spojrzenie i, bez dłuższego namysłu, ruszył biegiem na piętro, potykając się na schodach. Z rozpędem wpadł na korytarz i skierował się do sypialni. Kiedy do niej dobiegł, złapał się futryny drzwi, żeby utrzymać równowagę. 
 Widząc Antonellę, z grymasem na twarzy siedzącą na łóżku, zamarł.
— Boże, już?! — spytał, trzęsącym się głosem. 
 An niepewnie dotknęła swojego brzucha i skrzywiła się jeszcze bardziej. 
— Nie wiem. Boli, ale chyba nie tak, jak powinno — odparła z trudem. Widząc całkowity brak reakcji ze strony Messiego, krzyknęła — Tak, Leo, już! Rodzę! 
 Piłkarz złapał się za głowę. 
— Dobrze, eee, dobrze. Dasz radę wstać? Albo nie, chodź. 
 Podszedł do łóżka i delikatnie pomógł dziewczynie zsunąć nogi z materaca. Widząc ból malujący się na jej twarzy, czując jej napięte mięśnie i ciężki oddech, westchnął głęboko.
 Koniec z paniką.
 Mamy tu dziecko do urodzenia. 
 Leo podtrzymał ją trochę pewniej. 
—An. Kochanie, skup się. 
 Dziewczyna podniosła na niego mętne spojrzenie. 
— Wszystko będzie dobrze. Dasz sobie radę — powiedział. Dziewczyna pokiwała głową bez przekonania, po czym Leo dał jej buziaka w okolice skroni — Chodź. 
 Anto zrobiła kilka niepewnych kroków, opierając się głównie na ramionach Messiego. Nagle do sypialni wpadł Rodrigo. Widząc grymas na twarzy Roccuzzo i przerażenie swojego brata, zapytał drżącym głosem:
— Mogę jakoś pomóc? 
 Piłkarz gorączkowo skalkulował sytuację i po chwili pokiwał głową.
— Tak, zaprowadź An do samochodu — odparł szybko. 
 Rod bez zbędnych pytań przejął dziewczynę z rąk Leo i, ciągle powtarzając 'spokojnie', 'będzie dobrze', 'oddychaj', powoli wyprowadził ją na korytarz i sprowadził po schodach. La Pulga w tym czasie biegiem ruszył do garderoby, gdzie na jednej z wyższych półek znajdowała się, przygotowana przez Anto, torba z najpotrzebniejszymi rzeczami do szpitala. Zdjął ją, po czym ruszył do pokoju Thiago. 
 Chłopiec spał grzecznie w swoim łóżeczku, jak nigdy o tej porze. Otoczony orszakiem pluszowych miśków, wyglądał jakby właśnie wkroczył w najciekawszą fazę swojego snu. Uśmiechnął się nieświadomie. 
 Leo sprawdził, czy wszystko, czego jego syn może potrzebować przez najbliższe kilka godzin, jest na swoim miejscu, po czym zbiegł na parter, założył niedbale buty i bluzę. Wybiegł z domu, a tuż za drzwiami wpadł na Rodrigo. 
— Anto jest już w samochodzie — powiedział szybko starszy z braci.
— Dobrze. Mam do ciebie prośbę. Zajmij się Thiago na kilka godzin — poprosił, poprawiając torbę na ramieniu.
— Oczywiście, nie ma sprawy.
—Dzięki. Trzymaj kciuki — Uśmiechnął się i ruszył na podjazd. 
_____________________________________________________________

Sytuacja nam się gorączkowo rozwija, drogie panie :D
Już niedługo szczyt. Będzie ostro. Wierzcie mi.
Dziękuje za wasze wsparcie i wszystkie miłe komentarze. Ludzie, którzy jesteście tu, czytacie, a nie komentujecie- jedno słowo, choćby anonimowe! Proszę, to naprawdę wiele dla mnie znaczy :3
Buziaki :* ♥    

6 komentarzy:

  1. Super! :) :*
    www.vvbre.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Panika Leo - bezcenna.
    Przez chwilę myślałam, że Leoś chce zostawić samego Thiago w domu, ale na szczęście nie. Wgl nie wiem czemu tak pomyślałam, chyba sama się przeraziłam tym porodem Anto! ;D
    Do następnego. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Już bałam się tej wizyty, choć i tak rozmowa o studiach i Vasco napawała mnie lękiem, że coś pójdzie nie tak, a tu trach! I An zaczyna rodzić... Och, jeny!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja już myślałam, że Leo zacznie awanturę bratu o to jakim jest ojcem. Miałam nadzieję na to, po napisie na kubku, no ale... Mam nadzieję, że to jeszcze nastąpi, a jeżeli obiecujesz, że będzie ostro, to czekam!
    Chcę konfrontacji ojca z synem! I to takiej porządnej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak teraz patrzę i nie rozumiem, dlaczego mój komentarz do tego rozdziału opublikował się pod poprzednim xd

    Ale mniejsza, dobrze wiesz, że piszesz wspaniale, a historia dogłębnie mnie wciągnęła. Przepraszam za tą beznadziejną pomyłkę, mam nadzieję, że więcej czegoś podobnego nie wywinę.

    To do następnego!

    suenos
    __________
    nagly-powrot-do-przeszlosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. No, no. Akcja się rozkręca, hehe. ;p Czekam na next. ;*

    OdpowiedzUsuń